No tak, zgłosiłem się do sławnego w fandomie Spisu Opowiadań O Code Lyoko prowadzonego przez LyokoAngel.
Niby link do jej spisu widnieje już od kilku dni w "polecanych" stronach, ale żeby formalności stało się zadość - http://spis-opowiadan-o-cl.blogspot.com/
/qazqweop
niedziela, 30 listopada 2014
sobota, 29 listopada 2014
Złe zagranie
Ulrich Stern, odcinek 39: "Złe zagranie";
Miłej lektury...
Miłej lektury...
Gapiłem się w zeszyt od matmy i
próbowałem powtórzyć sobie twierdzenia z geometrii na jutrzejszy test. Bezskutecznie.
Dzisiejszy dzień jest beznadziejny.
Yumi śle mi słodkie uśmieszki, a
gdy tylko myśli, że nie ma mnie w pobliżu, migdali się do Williama. Jak mogłem
być tak ślepy!?
Nagle rozlega się hałas, huk,
jakby odgłos pracy jakichś maszyn hydraulicznych. Dziwnie znajomy dźwięk. Po
chwili jednak zagłuszały go krzyki uczniów dobiegające sprzed szkoły! Co się dzieje?
William zdziwiony podniósł głowę.
Jim zrzucił nogi z stołu i skoczył do okna.
- Co to za hałasy? – krzyknął. Nie wiem, co
tam zobaczył, ale po chwili dodał – Nie ruszajcie się stąd, bo oberwiecie!
Szybkim krokiem wyszedł z
biblioteki, a ja i William oczywiście od razu pognaliśmy do okna. Wtedy
uświadomiłem sobie, skąd znam ten dziwny odgłos. Z Lyoko.
- Co to takiego? – spytał William dziwnie
wysokim, jak na niego, głosem.
- Krab.
XANA musiał go zmaterializować, a
teraz potwór przyszedł do szkoły, żeby zapolować na mnie i resztę. Muszę ich
ostrzec. Sięgnąłem po telefon do kieszeni, ale natrafiłem na pustkę. Szybko
przypomniałem sobie, że przecież Jim zabrał nam telefony, i ciągle ma je w
kieszeni. Nie, ma telefon Williama, mój leży na stole! Szybko zgarnąłem komórkę
z blatu i natychmiast wklepałem numer Jeremy’ego.
- Jeremy?
- A,
Ulrich? Nareszcie jesteś.
- Co się dzieje?
- XANA
zmaterializował trzy kraby. Jeden jest u Yumi, a Odd walczy na górze z drugim,
żeby ten nie narozrabiał w mieście.
- Trzeci jest w szkole. Zajmę się nim –
spojrzałem na przypatrującego się mi Williama. – Z Williamem.
Wyjrzałem przez okno i
zobaczyłem, jak krab strzela do wszystkiego co się rusza. W tym momencie ze szkoły
wyskoczył Jim i z okrzykiem „Geronimo” ruszył na kraba. Potwór błyskawicznie się
obrócił o 180 stopni i wystrzelił. Jim upadł na ziemię i złapał się za oparzone
ramię.
Jednocześnie zareagowaliśmy i
wybiegliśmy w stronę kraba. Odwróciliśmy jego uwagę i natychmiast skoczyliśmy w
krzaki. William przejął inicjatywę i wyskoczył na przynętę. Dureń. Nawet nie
wie, z czym walczy.
Dureń czy nie, stworzył okazję,
której nie mogę nie wykorzystać. Potrzebuję broni. W oddali zauważam szopę
ogrodnika. Miejsce, gdzie uzbroiłem się do walki z potworami, gdy XANA wysłał
karaluchy. Jednak William już prowadził do niej kraba. Darł się:
- Ulrich! Biegnę w stronę tej starej szopy! Ulrich!
Lasery mijały go coraz bliżej. Powinienem
biec ratować Yumi!
Zaraz, po co? Przecież ona ma
mnie za idiotę. Równie dobrze mogę załatwić tego kraba. Mój wzrok pada na
stary, pordzewiały pręt zaplątany w krzaki. Wyciągam go i szybko wdrapuję się
na drzewo. Usadawiam się na gałęzi, żeby móc skoczyć, gdy tylko trafi się
odpowiedni moment. Spoglądam w dół i zaczyna kręcić mi się w głowie. Jak ja
tutaj wszedłem? Przecież mam lęk wysokości!
Na widok kraba wyrzucam z umysłu
tą myśl i bez wahania zeskakuję na potwora. Wbijam pręt w oko XANY, lecą iskry.
Po chwili maszyna pada na ziemię, unieszkodliwiona. Prawie jak w Lyoko.
Prawie.
William podniósł się z ziemi i
już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Ubiegłem go:
- Masz szczęście. Nie chciałem cię ratować.
Nie mam pojęcia, po co to mówię.
Naprawdę tak myślę?
Oczywiście, że tak!
Tak? Skazałbym go na śmierć z
powodu Yumi? To faktycznie fatalny dzień.
- No co ty?! Zwariowałeś?! O co ci chodzi,
stary?!
- Trzymaj się od nas z dala, kapujesz?
Od „nas”? Przecież już nie ma „nas”!
Co ja wygaduję?!
- Słuchaj, koleś, to ty nie kapujesz. Ja wcale
nie prowadzę w wyścigu o Yumi. Chyba, że nie wiesz.
Zapada cisza. Mierzymy się
wzrokiem. Nikt się nie odzywa. Bo i po co?
Ale zaraz przypominam sobie, że
są ważniejsze sprawy. Jeden krab mniej – zostały dwa. Trzeba o tym zameldować
Jeremy’emu. Wyciągam telefon.
- Ulrich!
- Jeremy, wykończyliśmy jednego kraba!
- Wreszcie
dobre wieści. Aelita robi co się da, żeby dezaktywować wieżę, ale trzeba
osłonić Yumi i Odda.
- Zajmę się tym.
- Razem się zajmiemy – zaczyna William. Nie ma
sensu się z nim spierać.
- Biegnij do fabryki – rzucam. – Tam jest Odd
i drugi krab.
- A ty dokąd? Stój! – krzyczy. Ale ja go nie
słucham, tylko przeskakuję przez mur szkoły i biegnę w stronę domu Yumi. Po
drodze mijam radiowóz pędzący w stronę szkoły. Ciekawe, co zrobią, jak zobaczą
wrak kraba?
Mijam kilka przecznic i w końcu
docieram do ulicy, przy której mieszka Yumi. Spóźniłem się! Dostrzegam na końcu
drogi kraba!
I… samuraja?! Nieważne, kim był. Potwór
jednym machnięciem odnóża rzucił nim o ścianę i wyrzucił z gry. Co ja gadam, to
nie Lyoko!
Potwór ładuje działko i staje
przed jakąś skuloną na ziemi postacią. Yumi!
W biegu przez moją głowę
przelatują dziesiątki myśli. Czy zdążę? Czy rzucić się na drogę strzału?
Znajduję lepsze rozwiązanie –
lśniący przedmiot leżący obok nieprzytomnego wojownika. Krzyk matki Yumi dodaje
mi energii i zdecydowania. Skaczę przed siebie, łapię katanę i stawiam ją na
linii strzału. Wszystko w ciągu ułamka sekundy. Laser odbija się od ostrza i
szybuje w górę. No, teraz to już jest całkiem jak w Lyoko.
Yumi wyszeptuje moje imię, a ja
staję w pozycji bojowej. Żadnych emocji. Teraz walka.
- Tylko spróbuj, robalu! – wykrzykuję.
Krab, jakby przyjął moje
wyzwanie, otwiera ogień. Jest jednak jakby trochę bardziej nieporadny niż w
Lyoko. Przeskakuję między jego odnóżami, omijając promienie kolejnych laserów.
Jednak powoli strzały stają się celniejsze. Jakby on się uczył, przyzwyczajał
do nowego otoczenia. Muszę coraz częściej odbijać pociski, bo nie mam czasu ich
unikać.
Słyszę Hirokiego: - Ile razy mam
ci powtarzać, żebyś z nim chodziła?!
Głos brata Yumi na chwilę mnie
dekoncentruje, a krab oddaje strzał w moją nogę. Zaraz zdobędzie przewagę!
Czas na kontratak!
Podskakuję i szybkim cięciem
oddzielam jedno z odnóży od właściciela. Hiroki, mając chyba za nic całą walkę,
wybiega i krzyczy: - Ulrich, jesteś świetny!
Wskakuję na kraba i już mam wbić
miecz w oko XANY na jego pancerzu, ale uwaga potwora zwraca się na Hirokiego. Razem
z celownikiem!
- Hiroki, nie!
Choć pokonam kraba, zdąży jeszcze
wystrzelić, prosto w głowę Hirokiego! On może tego nie przeżyć! Błyskawicznie
podejmuję decyzję, upuszczam ostrze i przyjmuje na siebie strzał wymierzony w
brata Yumi. Krab jedno odnóże wbija mi w ramię, przygważdżając je do ziemi, a
drugie unosi do morderczego ciosu. Chyba chce się zemścić za utratę kończyny.
Od kiedy to maszyna może chcieć zemsty?
Od kiedy jest pod kontrolą XANY,
oczywiście.
Jak… boli…
Staram się dosięgnąć miecza, ale
nie mogę. Przez ból zamazuje mi się obraz, nic nie widzę. Ostatkiem sił próbuję
zrobić coś głupiego i bezsensownego – wyrwać się z stalowego uścisku kraba.
Boli…
Nie… mogę… Zaraz… zemdleję.
Spada na mnie wielkie mechaniczne
ramię kraba. Boli…
Słyszę jeszcze krzyk Yumi.
Aaaah…
Koniec…
Otwieram oczy i widzę Odda. Rozpoznaję
nasz pokój w internacie.
- Hejka – zaczyna radośnie Odd.
- Hej – szepczę jeszcze oszołomiony.
- Zaraz mamy jazdę z chorążym Garrickiem. Hej,
stary! Dobrze się czujesz?
- Taaa… Tak, tak.
- To dobrze – wzrusza ramionami. – Cieszę się,
że jesteś w jednym kawałku. I Yumi pewnie też się cieszy.
- Yumi?
Też się cieszę, że jestem w
jednym kawałku, Odd.
Też się cieszę.
Mam nadzieję, że się podobało. Tym razem Dzienniki Lyoko nie z Lyoko. Ale, akcja na Ziemi w tym odcinku chyba mnie usprawiedliwia. Komentarze zawsze mile widziane, także anonimowe.
/qazqweop
sobota, 22 listopada 2014
Uwierzę jak zobaczę
Ulrich Stern, odcinek 2: "Uwierzę jak zobaczę";
Miłej lektury...
Miłej lektury...
- Damy radę, co,
Ulrich?
- Mam nadzieję, Odd.
Sabotaż nuklearny. XANA nie
żartuje. Zgadzam się z Yumi, że to ogromne niebezpieczeństwo, ale przecież
zawsze możemy wyłączyć superkomputer. Jeremy zdąży to zrobić w kilka sekund, gdyby zaszła taka potrzeba. To straszne, że istnieje ryzyko, że musimy poświęcić Aelitę, ale... jesteśmy w stanie to rozwiązać samemu. Jeśli XANA mimo wszystko tym razem zwycięży, może zginąć
wiele osób. Choć to realne zagrożenie i zgadzam się, że można spróbować powiadomić władze, to… czy Yumi nie widzi, że nie ma
najmniejszej szansy, żeby ktoś jej uwierzył i podjął odpowiednie kroki w ciągu
tych kilkudziesięciu minut?!
Rozglądam się wokół. Jesteśmy w
Sektorze Pustynnym. Wielką platformę, na której stoimy, przecinają kable
łączące ze sobą poszczególne wieże. Dostrzegam w oddali Aelitę, czekającą na
nas obok jednej z wielu formacji skalnych w tym sektorze.
- Dobra, już mamy, skaner wykrył
aktywowaną wieżę – usłyszałem wewnątrz swojej głowy głos Jeremy’ego.
Jednocześnie Odd nerwowo drgnął – on też otrzymał wiadomość. Nadszedł czas na
działanie. Skinąłem mu głową i ruszyłem w stronę Aelity, on pobiegł zaraz za
mną. – Jest na obszarze pustynnym, blisko Oazy.
- Wiem gdzie to jest! – odparła Aelita, gdy
tylko się przy niej znaleźliśmy. Wskazała dłonią jedną z kilku formacji
skalnych na sąsiedniej platformie. – Na tamtym płaskowyżu!
Początkowo nie wiedziałem, jak
mamy się przedostać na kolejną platformę – dzieliła nas od niej
kilkudziesięciometrowa przepaść. W następnej chwili usłyszałem coś jakby cichy
grzmot i dostrzegłem pulsacje XANY. Jeremy kiedyś wspominał, że tak XANA
przesyła energię i aktywuje wieże. Gestem pokazałem reszcie, żeby biegli za
mną, a sam podążałem za dziwnymi zniekształceniami tekstury na ziemi. W ten
sposób dotarliśmy do skalnego mostu, który umożliwiał nam przedostanie się na
drugi płaskowyż.
Biegliśmy w milczeniu. Nawet Odd
przestał żartować. Oczywiście, to nie pierwszy raz, kiedy XANA się budzi i
grozi nam śmiertelne niebezpieczeństwo. Ale… dla przykładu, dwa tygodnie temu
XANA opętał pluszowego misia jednej z pierwszoklasistek, Milly Solovieff.
Zburzył wtedy pół szkoły i niemal zrobił ze mnie i Yumi krwawe plamy, ale…
takiego ataku po prostu nie dało się brać na poważnie. A teraz… Teraz mamy atak
na elektrownię atomową. Katastrofa nuklearna. To jest coś, czego nie da się nie
brać na poważnie.
Powoli dobiegaliśmy do źródła
pulsacji. Co ciekawe, ciągle utrzymywałem mocne tempo po tym sprincie na setkę.
Ciągle nie mogę się przyzwyczaić do wirtualności, mimo że jestem w Lyoko już
siódmy raz. Twoje ciało nie traci sił, ale odczuwasz zmęczenie. Nie ma
powietrza, ale Odd, który biegnie obok, i tak dyszy. Nie jestem za dobry z
fizy, ale skoro nie ma żadnego ośrodka, to dźwięk nie powinien się rozchodzić.
Mimo to wszyscy się doskonale nawzajem słyszą. Wszędzie jest jasno, ale nie ma
słońca ani niczego takiego. Za to rzucamy cienie. To wszystko jest takie…
dziwne.
W końcu dotarliśmy do Oazy. Była
to w gruncie rzeczy tylko mała sadzawka otoczona kilkoma kamiennymi słupami. Z
ziemi wyrastały małe cyfrowe krzaczki, przypominające trochę domowe bananowce,
jakie hoduje moja matka. Jedynie od południa wznosiła się wysoka, masywna
skała. I nigdzie żadnej wieży.
- To nie do wiary. Co się dzieje? Gdzie ta
wieża? – spytał Odd. Jego głos był niski i opanowany. Tak różny od zwykle
wysokiego i piskliwego. Musi być naprawdę zdenerwowany.
- Nie widać jej. Ale ona tu jest – odparła
Aelita – Szukajcie pulsacji XANY. Tutaj się łączą.
- Szybko! Dacie radę! Na pewno
jest niedaleko! Znajdźcie ją natychmiast, zaraz będzie przeciążenie! –
motywował nas Jeremy. Jednak wieży nigdzie nie było. Aelita rozglądała się
wokół, wypatrując jakiegoś szczegółu, jakiejś wskazówki. Odd i ja już po kilku
minutach się poddaliśmy. Wieży tutaj nie było, choć pulsacje mówiły inaczej.
Może XANA oszukał nas i skaner Jeremy’ego? Nie, to mało prawdopodobne.
Z braku lepszego pomysłu
wyciągnąłem mój samurajski miecz i zacząłem wbijać go w ziemię. Ostrze zapalało
się na niebiesko i gasło, wzbijając przy tym małe tumany cyfrowego kurzu.
Jeszcze nie rozgryzłem, czemu kiedy uderzam, katana zaczyna świecić. Chyba to
dodaje energii ciosowi, albo coś takiego.
Odd przysiadł na ziemi i bawił
się małym kamieniem. Znudzony przerzucał go z ręki do ręki. Jego ogromne kocie
łapy świetnie się sprawdzały przy takim zadaniu. Wbiłem wzrok w ziemię i
skupiłem się na swoim zajęciu – czyli zamiataniu cyfrowej platformy moim
mieczem. Nagle Odd powiedział:
- Znalazłem.
Razem z Aelitą od razu do niego
podeszliśmy.
- Wykiwał nas – zaczął wyjaśniać. – Tu nie ma
wody, tylko powierzchnia. Skoczę się temu przyjrzeć.
Spojrzałem zdziwiony na Aelitę.
To, co mówił Odd, nie miało sensu. Ale on rozpędził się i wskoczył do jeziorka.
Jednak nie usłyszałem żadnego plusku. Aelita nie wahała się, tylko od razu
ruszyła za Oddem i… przeszła przez taflę wody, jakby to był tylko hologram! Nie
pozostało mi nic innego, jak skoczyć za nimi. Gdy wylądowaliśmy kilka metrów
niżej, okazało się, że stoimy na kolejnej platformie. Platformie z wieżą!
Ścieżka wiła się między skalnymi
płytami. Szybko dopadliśmy wieży, a Odd triumfalnie wskazał wysoką konstrukcję.
- Jest! – wykrzyknął. Wtedy, zza jednej z
wielu naturalnych skalnych kryjówek wychynął wielki potwór, przypominający
czerwony talerz na czterech mechanicznych odnóżach, który od razu strzelił do
zaskoczonego Odda. Ten zaliczył potężne trafienie w kolano.
- Uwaga! – dodał – Nienawidzę tych wstrętnych
krabów.
Po chwili swoją obecność ujawniły
dwa kolejne potwory. Każdemu ich ruchowi towarzyszył dźwięk ciężkiej maszynerii
hydraulicznej. Natychmiast dobyłem miecza i gdy tylko kraby ustawiły się w
klin, krzyknąłem:
- Aelita! To ciebie szukają! Uciekaj! Już!
Ustawiłem się w pozycji bojowej,
gdy nagle jeden z krabów przeskoczył obok mnie i zaczął gonić Aelitę. Otworzył
ogień, a każdy laserowy pocisk zrywał pustynną teksturę z podłoża. W końcu
wycelował i oddał morderczy strzał. Na szczęście, w ostatniej chwili Odd na
czterech łapach podbiegł do potwora i przyjął atak na siebie. Zatoczył się i
upadł na ziemię, a w następnej chwili rozpadł się w cyfrowy pył.
Nie martwiłem się o niego. Po
utracie wszystkich punktów wracał bezpiecznie do skanera. Co innego Aelita –
ona nie miała takiej możliwości. Na szczęście brawurowy manewr Odda odwrócił
uwagę potwora i Aelita zdążyła się ukryć miedzy skałami.
Teraz mogę załatwić potwory.
Przyjąłem na katanę cztery strzały, a następnie schyliłem się i ruszyłem
biegiem w stronę najbliższego kraba. Gdy dzieliło mnie od niego tylko kilka
metrów, uznałem, że najwyższy czas wypróbować w walce nową sztuczkę, którą
ostatnio trenowałem. Nagle obok mnie pojawiły się dwa moje duplikaty. Gdy one
skupiły na sobie ogień dwóch krabów, ja osobiście zająłem się trzecim.
Wskoczyłem na niego i wbiłem miecz w znak na jego pancerzu – słaby punkt, Oko
XANY.
Nagle usłyszałem wypowiedź
Jeremy’ego, na pewno skierowaną do Odda.
- Dzięki za uratowanie Aelity.
Jest niedobrze! Dziewięćdziesiąt pięć procent! – pewnie mówił o napięciu
zgromadzonym na słupie. – Zaraz XANA
będzie mógł zaatakować elektrownię!
Czyli muszę zwiększyć tempo i
otworzyć Aelicie drogę jak najszybciej! Podbiegłem do duplikatów i skinąłem na
nie głową.
- Dawaj! – rzuciłem. Jeden z klonów z uniesionym
ostrzem spróbował skoczyć na kraba, ale został natychmiast zdewirtualizowany.
Potwór jednak nie spodziewał się drugiego identycznego ataku zaraz po
pierwszym, i kolejny klon rozciął kraba na pół.
Kontrolowanie więcej niż jednego
ciała przez dłuższy czas okazało się wykańczające, więc natychmiast dokonałem
fuzji i połączyłem oba wcielenia, nim utraciłem wszystkie siły.
- Fuzja! Dobra, został tylko jeden!
Jeremy nie zrozumiał mojego
działania i niemal natychmiast usłyszałem jego pełen wyrzutów głos:
- Ulrich! Zwariowałeś?!
Nie przejąłem się tym i
zaatakowałem. Krab otworzył ogień i oberwałem w ramię. Mimo pozornego bólu
spiąłem się w sobie i korzystając z mojej supermocy w Lyoko, supersprintu,
wskoczyłem na potwora, a po chwili zniszczyłem go tak, jak dwa poprzednie.
- Szybko, biegnij! Jest już
dziewięćdziesiąt osiem procent!
- Dobra, teraz ty, Aelita.
Aelita wbiegła do wieży. Po kilku
chwilach konstrukcja zmieniła kolor poświaty na niebieski, a w oddali
dostrzegłem dziwne białe światło.
Czyli wszystko poszło dobrze.
- To co, może wycieczka w
przeszłość?
Między wierszami - oto czemu Ulrich tak rzadko używa tryplikacji.
/qazqweop
/qazqweop
poniedziałek, 17 listopada 2014
Ostatnia runda
William Dunbar, odcinek 65: "Ostatnia runda";
Miłej lektury...
Miłej lektury...
- Mamy tylko parę sekund, żeby się dostać do skanerów.
- To chodź! – zawołałem.
Oboje szybko zeszliśmy po
drabince do sali, w której złożyłem przysięgę i zostałem Wojownikiem Lyoko. Widziałem,
jak Aelita wchodzi do tej stalowej puszki, która miała ją wysłać do komputera.
Wyprostowana. Poważna.
Silna. Gotowa, żeby walczyć z
XANĄ.
Czy jak on tam miał?
Miałem ochotę wykrzyknąć:
„Wirtualny świecie, nadchodzę!”, ale postanowiłem zachować powagę i też
wszedłem do swojego skanera. Byłem ciekawy, czy to wszystko nie jest jednym
wielkim żartem. Przecież to nie może być prawdziwe! Wirtualizacja, te sprawy –
to tylko science-fiction, nie? Nie?
Poczułem, jak unoszę się nad
ziemię, a każda cząstka mojego ciała jest dogłębnie skanowana. To było dziwne
uczucie. Jakbym na chwilę przestawał być Williamem Dunbarem, a stawał się po
prostu… sobą. To dziwne. Jakbym dotychczas był jednocześnie sobą i nie sobą.
Jakbym był Williamem Dunbarem, ale nie tym właściwym Williamem Dunbarem.
Co ja wygaduję?!
Nieważne, co to było – trwało
tylko przez chwilę. Ale już w następnej chwili nie byłem Williamem Dunbarem,
tylko Williamem Wojownikiem Lyoko. Poczułem, jak stopniowo odzyskuję czucie we
wszystkich częściach ciała i lecę w dół. Instynktownie ugiąłem kolana i
złagodziłem upadek z kilku metrów. W prawej ręce trzymałem gigantyczne ostrze!
Było szerokie na jakieś 30
centymetrów i miało spokojnie ponad metr długości.
Podniosłem się z ziemi i
dokładniej przyjrzałem mojej broni. Była wypolerowana, naostrzona i aż lśniła.
Mogłem się w niej przejrzeć! Moja twarz wyglądała jak trochę nieudolnie
wymodelowana w jakimś programie graficznym, a moje ubrania…
Zamiast ciuchów z Ziemi miałem na
sobie odlotowy kombinezon! Z każdą chwilą coraz bardziej mi się tu podoba!
- Ale mam fajny sprzęt! A ty? – spytałem
Aelitę. W Lyoko wyglądała jak elfia księżniczka, z tymi swoimi śmiesznymi
długimi uszami – Nie masz broni? Walczysz gołymi rękami? Jaką masz supermoc?
Zacisnęła dłonie w pięści i
śmiertelnie poważnie powiedziała:
- To
nie jest gra komputerowa. Przypominam, że mamy ważną misję do
spełnienia.
- Dobra, dobra. Sorki – rozejrzałem się po
dziwnym pomieszczeniu, w którym się znaleźliśmy. Przypominało jakąś kopułę, a
szklana platforma, na której staliśmy, zaczęła zwalniać.
Zwalniać?
To niesamowite! Przez ten cały
czas, odkąd wylądowaliśmy, nie zdawałem sobie sprawy, że w ogóle się obraca,
póki nie spojrzałem na ściany!
- To gdzie te potwory?
- Chodź ze mną. Mamy tylko kilka minut, żeby
dotrzeć do poziomu klucza wiodącego do komory rdzenia Lyoko – odparła rzeczowym
tonem.
- Total! – krzyknąłem, a gdy Aelita spojrzała
na mnie karcąco, dodałem cicho: - To jest sto razy lepsze od Wojen
Galaktycznych.
Platforma w końcu się zatrzymała
i nagle ściana się otworzyła, ukazując wyjście z kopuły. Aelita wbiegła do tego
przejścia, a ja oparłem wielkie ostrze na ramieniu i ruszyłem za nią. Kiedy tak
biegliśmy przez korytarz, doszedłem do wniosku, że powinienem jakoś nazwać swój
miecz. Może…
Ścinacz Głów?
Przerwałem swoje rozważania,
kiedy wybiegliśmy z tunelu do wielkiej hali, która wyglądała, jakby była poskładana
z gigantycznych niebieskich klocków.
- To jest jak plan filmowy – powiedziałem mimo
woli, a Aelita od razu pokręciła głową z dezaprobatą.
Szybko jednak zaczęła nerwowo
wodzić wzrokiem po ścianach, aż w końcu pokazała ręką dziwny mechanizm w
przeciwległym krańcu pomieszczenia.
- Jest klucz! Widzisz go?
- Lecę – rzuciłem i zacząłem biec w stronę
klucza, choć nie bardzo wiedziałem, co miałbym z nim zrobić.
- Nie! Stój! – krzyknęła Aelita, gdy pokonałem
już kilka metrów. Szybko oceniłem odległość dzielącą mnie od klucza i
postanowiłem biec dalej. Wtedy usłyszałem coś jakby przesuwanie się wielkich
maszyn i tuż przede mną z ziemi wystrzelił wysoki, prostopadłościenny słup,
blokujący mi drogę. Niesiony siłą rozpędu niemal na niego wpadłem! Jednocześnie
dobiegł mnie inny dźwięk, jakby ryk jakiegoś zwierzęcia.
- Co?! Co to za dziwny hałas?
- Pełzacze!
Dosłownie w tym samym momencie
niewielki fragment podłogi osunął się w dół i z prostokątnej dziury wypełzły
trzy dziwne stworzenia. Nawet nie wiedziałem, do czego je porównać, bo nigdy
nie widziałem niczego podobnego, ale… były świetne!
- Ale paskudne! Są super! Zajmij się kluczem,
a ja się zajmę nimi!
Nieopatrznie na chwilę
przerzuciłem Tasak – nie, to słabo brzmi – do jednej ręki i nie zdołałem
utrzymać wielkiego ostrza, przez co niemal wbiłem je sobie w stopę! To miejsce
wymiata!
- Uważaj, są niebezpieczne – ostrzegła mnie
Aelita.
- No i pięknie! Tak jak ja.
Usłyszałem jeszcze, jak Aelita
westchnęła, ale nie przejąłem się tym za bardzo i rzuciłem się do walki z
okrzykiem: „Geronimo!”. Dochodziły mnie ciągle odgłosy przesuwających się
ciężkich mechanizmów, ale szybko o nich zapomniałem, kiedy pierwszy pełzacz
strzelił do mnie laserem. Całkiem przypadkiem, przy próbnym zamachnięciu się
ostrzem odbiłem promień prosto w potwora, a ten eksplodował! Czad!
Podbiegłem blisko do kolejnego
pełzacza i ciąłem go w poprzek. Ostatni pojawił się zaraz za nim, więc po
prostu pchnąłem go moim mieczem. To było dziecinnie łatwe!
Wtedy zobaczyłem, że w moją
stronę zbliżają się kolejne trzy. Skąd one się tu pojawiły?
A kogo to obchodzi! Jazda!
Rozpędziłem się i zacząłem robić
piruety z moim… Pogromcom Pełzaczy? Nawet nieźle! Jednym cięciem rozwaliłem
kolejne trzy potwory. Nie miały żadnych szans.
- Nie do wiary! Ja tutaj rządzę!
Gdy rozprawiałem się z kolejnymi
pełzaczami usłyszałem głos Aelity:
- Już dobrze, William! Chodź tu szybko!
Rozciąłem na pół właśnie
kolejnego potwora i zerknąłem przez ramię. Kolejne platformy opadały w dół i
zjeżdżały do parteru, a sama Aelita stała na ziemi przed nowo otwartym
przejściem. Musiało jej się udać dobiec do klucza..
- Czekaj, załatwię jeszcze ze dwa! Ale to
jazda!
Podbiegłem do ostatnich potworów
i zakończyłem ich żywot dwoma szybkimi cięciami. Nagle wewnątrz głowy
rozbrzmiał mi głos Jeremy’ego:
- Aelita? Co się dzieje? –
Ale odjazd! – Gdzie są Ulrich, Odd i
Yumi?
Zapadła krótka cisza, a po chwili
znowu usłyszałem: - Nie.
Jakby z kimś rozmawiał. Może on
też mnie słyszy? Nie zaszkodzi spróbować. A jest przecież o co zapytać!
- Ej, Jeremy, właśnie zjawił się jakiś dziwny
stwór. Wygląda jak jakaś… wielka meduza.
- Co?! Aelita! Musisz dotrzeć do
Williama! Szybko! Pobiegnij dookoła! Skręć w następny korytarz po lewej. Nie, w
lewo! Szybko, bo Scyfozoa dorwie Williama!
A więc ten potwór nazywa się
Scyfozoa? Ale co on mi może takiego zrobić, jak mnie dorwie?
- Teraz korytarzem w prawo! Leć!
– tym podobne okrzyki ciągle mi towarzyszyły, kiedy zbliżała się do mnie ta
Scyfozoa. Wyjątkowo paskudny potwór, ale fajnie się porusza. Lewituje nad
ziemią i ciągnie za sobą swoje macki.
- William! Uciekaj stąd!
Pospiesz się! William! Słyszysz mnie?!
Jeremy darł się na całe gardło.
Tylko po co? To przecież po prostu kolejny potwór.
- Nie przestraszę się jakiejś głupiej meduzy –
uniosłem moją Żyletę do pozycji bojowej i pogroziłem nią Scyfozoi. Żyleta? O,
tak! Ta nazwa jest świetna!
-
William! Rób co ci każę! Nie wiem, czego Scyfozoa chce od ciebie, ale jest
niedobrze!
Oj, daj już spokój!
Nagle meduza podniosła z ziemi
wszystkie macki i wytrąciła mi z rąk Żyletę. Moja broń przeleciała kilka metrów
i upadła na ziemię – po za moim zasięgiem.
- Rany – wyszeptałem.
- Aelita? Teraz skręć w lewo! To
już niedaleko! – Jeremy przerwał na chwilę, by zaraz dodać: - William! Uciekaj stąd, i to zaraz! William?
Słyszysz mnie?
Syfozoa pozwoliła mi spokojnie
podejść i podnieść z ziemi moją broń. Chyba nie jest taka mocna. Jeśli tak, to
czego tak obawiają się Jeremy i Aelita?
- Spoko. Ta Scyfozoa w ogóle się nie rusza.
Pewnie się boi i…
No tak... to by było na tyle. William za długo się nie pobawił w Lyoko, nie? No, w każdym razie nie świadomie...
/qazqweop
Dzienniki z Lyoko
Witam wszystkich szczęśliwych ludzi, którzy mają tyle wolnego czasu do zmarnowania, że aż wchodzą na ten blog.
Od czasu do czasu będę tutaj publikował Dzienniki z Lyoko - czyli cykl króciutkich opowiadań o piątce Wojowników Lyoko: Ulrichu, Aelicie, Oddzie, Yumi i Williamie.
Cóż więcej mogę powiedzieć, zapraszam do lektury i częstych odwiedzin. Postaram się publikować nowe posty stosunkowo często < takie tam obietnice wyborcze :) >
/qazqweop
Od czasu do czasu będę tutaj publikował Dzienniki z Lyoko - czyli cykl króciutkich opowiadań o piątce Wojowników Lyoko: Ulrichu, Aelicie, Oddzie, Yumi i Williamie.
Cóż więcej mogę powiedzieć, zapraszam do lektury i częstych odwiedzin. Postaram się publikować nowe posty stosunkowo często < takie tam obietnice wyborcze :) >
/qazqweop
Subskrybuj:
Posty (Atom)