piątek, 12 grudnia 2014

W samo Serce

Jeremy Belpois, odcinek 53: "W samo Serce";
Miłej lektury...




 - Oho!
 - Co jest, Jeremy? – spytała Aelita.
 - Mamy towarzystwo. XANA wysłał masę potworów do Sektora V.
Choć działania XANY to nigdy powód do radości, ale do niepokoju, to tym razem w głębi duszy nawet się ucieszyłem. Cały plan omówiłem z Aelitą już dawno temu, ale przez ostatnie tygodnie nie mieliśmy żadnej aktywnej wieży – a teraz w końcu nadarza się okazja.
 - Pewnie się wściekł, że go znaleźliśmy.
 - Może i masz rację. Ale co w takim razie chce zrobić z tymi oddziałami?
 - Idę do skanera.
 - Dobra, zawiadomię resztę.
W kilka sekund podłączyłem się do miejskiej stacji nadawczej i przez fikcyjny numer stworzony przez Franza Hoppera specjalnie na potrzeby superkomputera połączyłem się z Ulrichem. Było to zdecydowanie lepsze, bezpieczniejsze, a przede wszystkim tańsze rozwiązanie od używania jako węzła mojej własnej komórki.
 - No to ekstra. Ale świetnie. – nim zdążyłem się odezwać, usłyszałem w słuchawce znudzony głos Ulricha.
 - Coś się stało?
 - Jeremy?
 - Alarm fabryka. XANA szykuje coś w Sektorze V, i nie mam pojęcia co. Bardzo mi się to nie podoba.
 - Dobra. No to ekstra.
 - Pospieszcie się. Nie ma aktywnej wieży i nie wiem, co jest grane. Jest z tobą Odd?
 - Nie.
 - A Yumi.
 - Tak, już lecimy.
 - Co go ugryzło? – mruknąłem, już po zakończeniu rozmowy.
 - Jeremy! – dobiegł mnie krzyk z sali skanerów.
 - Co jest? Aelita! – zerwałem się natychmiast z fotela, ale jej kolejne słowa natychmiast usadziły mnie z powrotem przy monitorach:
 - Czekam!
Pacnąłem się otwartą dłonią w czoło, jednak drugą ręką już wklepywałem komendy transferu.
 - Transfer Aelity! – zacząłem swoją standardową już formułkę – Skan Aelity! Wirtualizacja!
Jeszcze nie skończyłem wprowadzać współrzędnych płaskowyżu w Sektorze Polarnym, a machinalnie wybierałem numer Odda. Po dwóch sygnałach w końcu się odezwał.
 - Tak?
 - Biegiem do fabryki, mamy tu…
 - Zaraz będę – przerwał mi wpół zdania. Cały Odd.
W oczekiwaniu na resztę skalibrowałem mapę i zaprogramowałem procedury transferu Yumi i chłopaków. Aelita wspomniała jeszcze raz czy dwa wspominała o szczegółach naszego planu, a ja w końcu zdjąłem okulary, oparłem się na fotelu i zacząłem wsłuchiwać się w ciszę fabryki. Udało mi się nawet wychwycić krzyk żerujących mew. Po kilku chwilach doszedł mnie jeszcze inny odgłos – pracy windy i otwieranych hydraulicznie wrót. Zerknąłem przez ramię i w windzie zobaczyłem tylko Ulricha. Tknięty jakimś przeczuciem odwróciłem cały fotel i spostrzegłem Yumi stojącą w przeciwległym krańcu kabiny. Poprztykali się o coś, czy jak?
 - Ej, no co jest? Co się stało? Hę? – odpowiedziało mi milczenie – Jakiś problem?
 - Nie. Nie ma żadnego problemu. Wśród przyjaciół – odparł Ulrich. W jego pozornie spokojnym głosie wychwyciłem nutkę ironii. Czy oni nie mogą po prostu ze sobą chodzić? Wzruszyłem ramionami i postanowiłem nie drążyć tematu. Ani nie czas na to, a Odd i tak pewnie pomęczy Ulricha w internacie.
 - Świetnie! To wielka ulga! – rzuciłem. Mam nadzieję, że sarkazm w tej wypowiedzi nie był aż tak mocno słyszalny. – To biegiem do skanerów. Aelita już tam jest.
Nim zakończyłem wirtualizację Yumi i Ulricha, usłyszałem ponownie odgłos pracującej windy i po chwili zobaczyłem Odda. Ciężko oddychał i opierał się o ścianę kabiny. Musiał chyba biec. Ale ponownie darowałem sobie pytania. XANA systematycznie wysyłał kolejne potwory to Piątki.
 - No, jesteś. Wszyscy już na ciebie czekają – rzuciłem, ale Odd już zeskakiwał po drabince piętro niżej. Nie tracąc ani chwili zainicjowałem gotowy już transfer, jednocześnie programując pojazdy: - Transfer Odda! Skan Odda! Wirtualizacja!
 - No to wio! – usłyszałem w słuchawce okrzyk Yumi.
 - Gdzie byłeś tak długo? – zaczął Ulrich.
 - Chyba już wiem, jak wrócić do waszej klasy.
 - Naprawdę!? Jak? – spytała Yumi.
 - Bardzo łatwo. Zacząłem szantażować Jima.
 - Szantażować?! Ale czym?! – niemal od razu naskoczyła na niego oburzona Aelita.
 - Znam jedne sekret, o którym wolałby nie mówić. – Uśmiechnąłem się pod nosem na ten sparafrazowany sztandarowy żarcik Kadic. Choć nie podobał mi się pomysł Odda, wolałem się nie wtrącać. Jestem pewien, że zaraz pozostali mnie wyręczą. - I nie chce też, żeby ktokolwiek o nim mówił.
 - Wiesz ty co? Szantaże są bardzo nie wporzo. – fala krytyki ruszyła, co ciekawe, za sprawą Ulricha. Spodziewałem się raczej, że to Yumi zareaguje najgwałtowniej.
 - Łał! Od kiedy jesteś taki szlachetny?! Cel uświęca środki, co nie?
 - Nie! – odparliśmy razem we czwórkę.
 - Dobra! To dzięki za wsparcie! Wolicie mnie nie mieć w klasie!
W tym czasie skończyłem wprowadzać kod procedur transportera. Pozostało tylko ostatecznie zaakceptować „lot”. Na to jednak potrzebowałem potwierdzenia od reszty, które zresztą nadeszło od razu, gdy tylko ponownie skierowałem mapę z Sektora V na Sektor Polarny.
 - Dobra, jesteśmy na skraju sektora – rzucił Odd.
 - Świetnie, zajmijcie pozycje, a ja wprowadzę kod Scypion.
Zaraz po wprowadzeniu końcowej komendy, na ekranie wyświetliły mi się panel kontroli transportera i protokoły dostępu do Kartaginy. Programik, który napisałem po pierwszej wizycie w Sektorze V skorzystał skwapliwie z tych protokołów i standardowy widok Lyoko, wyświetlany przez projektor obok, zmienił na holograficzną mapę Piątki.
 - System holosfery podłączony.
Na pulpicie pojawił się komunikat o udanym transferze i od razu usłyszałem głos Ulricha:
 - No i gdzie są te potwory?
Idąc w ślady programu, sam także przypatrzyłem się kodom autoryzacji i szybko uzyskałem dostęp do skanów Sektora V pod kątem anomalii, jaką zawsze wywoływała wirtualizacja potworów XANY. Hmm… to ciekawe!
 - Kto by przypuszczał? Wszystkie są w sali pod wami. – Spojrzałem na wewnętrzne współrzędne pomieszczenia i dodałem zdziwiony: - Nigdy jej nie widziałem. Nie byliście tam jeszcze.
 - Ale co one tam robią? – spytała zaniepokojona Aelita.
 - A skąd mam to wiedzieć? To wy jesteście w sieci. Słuchajcie, zamiast gadać, lepiej tam idźcie.
 - Stąd się tam dostaniemy? – zaczął Ulrich. Jak zwykle. Jak ktoś ma spytać o coś praktycznego, to zawsze będzie Ulrich.
 - Nie. Wejście jest z Kopuły. Szybko.
Gdy tylko wypowiedziałem te słowa, na ekranie pojawiło mi się odliczanie. Szybko otworzyłem panel kontrolny, żeby zlokalizować klucz.
 - Nie zapomnijcie dezaktywować odliczania, albo wrócicie do domu szybciej, niż wam się zdaje. Macie tylko kilka minut na znalezienie klucza.
Właśnie w tym momencie skan pomieszczenia odnalazł mechanizm, ale Odd mnie ubiegł:
 - Widzę klucz! – rzucił.
Zmieniłem skalę mapy taktycznej i przyglądałem się, jak Odd się rozpędza i niemal wypada z gry po nieudanym skoku. Szybko minęła go Aelita, która sama pobiegła po mechanizm. Czas jednak się kończył. Zacząłem odliczać na głos:
 - 5, 4, 3, 2, 1…
 - Zero! – dokończyła Aelita dezaktywując pułapkę.
 - Ładnie, Aelita.
Po kilku sekundach zaczęła się faza zmiany konfiguracji pomieszczeń, a Aelita, która jako jedyna stała na stabilnej platformie, zawołała do pozostałych:
 - Lepiej chodźcie tutaj jak najszybciej!
Reszta szybko dobiegła do bezpiecznego korytarza i ruszyła dalej.
 - Jeremy, jesteśmy przy windzie! – zameldowała Yumi.
 - To dobrze. W tym pomieszczeniu jest coraz więcej potworów. Zaczynam mieć złe przeczucia.
 - Jesteśmy – zaczął Ulrich – gdzie mamy iść, żeby rozwalić parę brzydali?
 - W stronę południowego bieguna. Tam jest wejście do komnaty.
 - Pojazdy, Jeremy! – upomniała się Yumi.
 - Już się robi – odparłem jednocześnie dematerializując i materializując pojazdy przy Interfejsie.
 - Ej, a może tam XANA urządza doroczny bal potworów? Bo do tej pory nie widzieliśmy żadnego. – zauważył Odd.
 - Racja – odparł Ulrich – Ale zobaczcie tam!
Na mapie pojawiły mi się dwie manty. Jedna z nich natychmiast zniknęła za sprawą strzałek Odda.
 - I bardzo ładnie! Trafiony! To jest czad!
 - Opanuj się, to ja go załatwiłem – uciszył go Ulrich.
 - Serio?
Znalazłem w kodzie ostatni protokół niezbędny do materializacji pojazdów w Kopule i powiedziałem:
 - Nie ma czasu na głupie gierki! Ruszajcie!
Po kilku minutach walki z mantami i mojego ciągłego niespokojnego zerkania na oddział potworów w nowej komnacie w końcu wszystkim udało się przekroczyć śluzę na biegunie południowym.
 - Jeremy, chyba jesteśmy – zaczęła Yumi.
 - Widzicie już potwory? Co robią?
 - Strzelają do jakiejś niebieskiej piłki.
 - Skoro XANA chce ją zniszczyć, to musi być ważna.
 - Dobra, to bierzemy się za nie – zameldował Odd.
 - Tak! No to lećcie, a ja spróbuję sprawdzić, co to za kula.
Walka trwała w najlepsze, a z gry odpadali kolejno Yumi i Odd, a ja zmagałem się z wyzwaniem trudniejszym niż aktywacja własnej wieży czy programowanie pojazdów, czy nawet Marabunta. Zagłębiałem się coraz bardziej w protokoły dostępu do rdzenia systemu, ale co chwila natrafiałem na zabezpieczone partycje, do których szukanie szyfrów trwałoby miesiące, jeśli nie lata.
Trudniejsze, niż Marabunta? A co jeśli…?
Szybko otworzyłem kod programu wieloczynnikowego, który nie tak dawno przysporzył nam tyle problemów. Marabunta był wirusem, który miał oddziaływać na wizualizacje programów XANY, czyli na potwory, ale tak naprawdę sama struktura kodu była przystosowana do bugowania relacji między poszczególnymi sekcjami własnych baz danych, powodując jednocześnie w ten sposób niekontrolowane rozszerzenie spektrum działania Marabunty. Wystarczyło więc jedynie zmienić strumienie wyjścia i podłączyć strumienie wejścia do tuneli. Można to łatwo zrobić wysyłając odpowiednie kody do wież przejścia. Wtedy Marabunta rekurencyjnie nawiązując i bugując połączenia między blokami wykonawczymi wprowadzi prawdziwy chaos w zewnętrznej warstwie zabezpieczeń, co pozwoli mi nie tyle dostać się do zakodowanych partycji, co zbudować tymczasowe relacje z otwartymi sekcjami, które będą doskonałą drogą do rdzenia systemu.   
I, o dziwo, to zadziałało! Marabunta wybrał najkrótszą drogę przez podprogramy stabilizujące, a nie wiązania poleceń, w ten sposób omijając jedną z najtrudniejszych przeszkód przy pomocy banalnego algorytmu Dijkstry!
Uzyskany kod był dość pokrętnie napisany, ale i tak dostatecznie jasno mówił, w jak krytycznej sytuacji się znaleźliśmy.
 - To nie do wiary – wyszeptałem - Ulrich! Posłuchaj, za wszelką cenę musisz przeszkodzić pełzaczom w zniszczeniu kuli.
 - Dlaczego?
 - Bo ona jest Sercem Lyoko. To bezpośredni dostęp do najważniejszych programów wirtualnego świata! Jeśli potwory ją zniszczą, Lyoko przestanie istnieć na zawsze! Pospiesz się! Ta kula ma tylko dwie powłoki ochronne, a pierwsza właśnie wybuchła!
Nawet nie zauważyłem, kiedy obok mnie pojawili się Yumi i Odd. Ulrich szybko poradził sobie z wszystkimi potworami. Wszystkimi, poza jednym pełzaczem, który zaszedł go od lewej i załatwił go jednym strzałem.
Czas na nasz wielki plan. W sumie, nie tak to sobie wyobrażałem, ale trudno – trzeba improwizować.
 - Aelita, twoja kolej!
 - Jaka znów kolej? Ona nic nie potrafi! – od razu wtrącił się Odd.
 - Patrz! – odparłem i powiększyłem mapę tak, że idealnie widać było stojących naprzeciwko siebie pełzacza i Aelitę. I nagle… pełzacz zniknął!
 - Ale jak Aelicie się to udało? – wydukał zdziwiony Odd.
 - Podczas wakacji rozwinęła w sobie nowe moce – wyjaśniłem – Potrafi walczyć tak samo jak wy!
 - Jeremy! Spójrz na to! – przerwała mi przestraszona Yumi. Wskazywała palcem na okno z postępującym procesem… dewirtualizacji Aelity!
 - O nie! Zdewirtualizowała się!
 - Chcesz powiedzieć, że… - Odd bał się nawet dokończyć.
 - Właśnie! Nie mogę w to uwierzyć! – nagle dostrzegłem na ekranie okno aktywnego skanera. – Co się dzieje?! Chodźcie, biegiem! – zerwałem się z fotela i pognałem do drabinki, do sali skanerów. Czekał już tam na nas Ulrich.
Od razu skoczyłem do aktywnego urządzenia, z którego wyszła Aelita, cała i zdrowa.
 - Hej, wiesz, że prawie dostałem zawału przez ciebie?! – wyrzuciłem Aelicie, która skoczyła w moje ramiona.
 - Ktoś mi powie, co się stało? – spytał Ulrich.
 - Wygląda na to, że Aelita tracąc wszystkie punkty życia jednak nie znika na zawsze – odparł Odd.
 - Nie znika? Jak to?
 - Normalnie. Tylko że wcześniej nie przyszło mi to do głowy – pospieszyłem z wyjaśnieniami. – Od chwili, gdy odzyskałaś ludzką pamięć, jesteś taka sama jak my. Teraz już nie potrzebujesz kodu: Ziemia, żeby powrócić.
 - To bardzo przydatne, w chwili kiedy XANA próbuje zniszczyć Lyoko, żebyśmy go nie mogli znaleźć w Sieci.
 - Wspaniale, Aelita! Od teraz jesteś w pełni sprawną wojowniczką Lyoko – podsumowała Yumi.
 - A teraz może już pójdziemy na kolację, co? – wtrącił po swojemu Odd.
 - My tu jeszcze trochę zostaniemy. Muszę… no, tego… sprawdzić wszystkie szczegóły związane z dewirtualizacją Aelity.
 - Spoko – wzruszył ramionami Ulrich i razem z Yumi i Oddem wszedł do windy.
Gdy tylko drzwi kabiny się zamknęły, Aelita spytała:
 - Jak sądzisz, uwierzyli w to całe przedstawienie?
 - Nie mam pojęcia, raczej kiepsko grałem. Nie jestem zbyt dobry z improwizacji.
 - Oj, daj spokój, Jeremy. Wyglądali na przekonanych.
 - Fakt – odparłem.
Spojrzeliśmy sobie w oczy i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.


Gdzieś wspominałem, że będę publikował nowe posty co tydzień. Jednak w poprzedni tygodniu nowy post się nie pojawił, a że ilość wpisów musi się zgadzać, to w ten weekend zamierzam wstawić dwie historyjki - w tym jedną dłuższą i niekonwencjonalną < w porównaniu do poprzednich >.
Cóż, pozostaje mi więc tylko podziękować za liczne odwiedziny i komentarze na blogu, oraz zaprosić do czytania i dalszego komentowania. Zapraszam także do zapoznania się z blogami takimi jak: "Juhu to my!" czy "Nie zrozumiesz potęgi miłości, XANA".
Miłej lektury...  

Tym razem historia trochę dłuższa, i równie nietypowa co poprzednia, jak na dzienniki z Lyoko, może nawet bardziej, bo opowiada o wojowniku Lyoko, który w Lyoko był raptem dwa czy trzy razy!
Warto zauważyć, że Jeremy wcale nie odpoczywa, kiedy inni bawią się w Lyoko, tylko rozwiązuje problemy o wiele większe, niż trzepnięcie pełazacza - a ten wpis będzie tego najlepszym przykładem.
Przy okazji, czy nigdy nie wydawało wam się, że reakcje Einsteina na wieści o Aelicie w tym odcinku są jakby trochę sztuczne? Warto by znaleźć dla tego odpowiednie uzasadnienie :)