piątek, 12 grudnia 2014

W samo Serce

Jeremy Belpois, odcinek 53: "W samo Serce";
Miłej lektury...




 - Oho!
 - Co jest, Jeremy? – spytała Aelita.
 - Mamy towarzystwo. XANA wysłał masę potworów do Sektora V.
Choć działania XANY to nigdy powód do radości, ale do niepokoju, to tym razem w głębi duszy nawet się ucieszyłem. Cały plan omówiłem z Aelitą już dawno temu, ale przez ostatnie tygodnie nie mieliśmy żadnej aktywnej wieży – a teraz w końcu nadarza się okazja.
 - Pewnie się wściekł, że go znaleźliśmy.
 - Może i masz rację. Ale co w takim razie chce zrobić z tymi oddziałami?
 - Idę do skanera.
 - Dobra, zawiadomię resztę.
W kilka sekund podłączyłem się do miejskiej stacji nadawczej i przez fikcyjny numer stworzony przez Franza Hoppera specjalnie na potrzeby superkomputera połączyłem się z Ulrichem. Było to zdecydowanie lepsze, bezpieczniejsze, a przede wszystkim tańsze rozwiązanie od używania jako węzła mojej własnej komórki.
 - No to ekstra. Ale świetnie. – nim zdążyłem się odezwać, usłyszałem w słuchawce znudzony głos Ulricha.
 - Coś się stało?
 - Jeremy?
 - Alarm fabryka. XANA szykuje coś w Sektorze V, i nie mam pojęcia co. Bardzo mi się to nie podoba.
 - Dobra. No to ekstra.
 - Pospieszcie się. Nie ma aktywnej wieży i nie wiem, co jest grane. Jest z tobą Odd?
 - Nie.
 - A Yumi.
 - Tak, już lecimy.
 - Co go ugryzło? – mruknąłem, już po zakończeniu rozmowy.
 - Jeremy! – dobiegł mnie krzyk z sali skanerów.
 - Co jest? Aelita! – zerwałem się natychmiast z fotela, ale jej kolejne słowa natychmiast usadziły mnie z powrotem przy monitorach:
 - Czekam!
Pacnąłem się otwartą dłonią w czoło, jednak drugą ręką już wklepywałem komendy transferu.
 - Transfer Aelity! – zacząłem swoją standardową już formułkę – Skan Aelity! Wirtualizacja!
Jeszcze nie skończyłem wprowadzać współrzędnych płaskowyżu w Sektorze Polarnym, a machinalnie wybierałem numer Odda. Po dwóch sygnałach w końcu się odezwał.
 - Tak?
 - Biegiem do fabryki, mamy tu…
 - Zaraz będę – przerwał mi wpół zdania. Cały Odd.
W oczekiwaniu na resztę skalibrowałem mapę i zaprogramowałem procedury transferu Yumi i chłopaków. Aelita wspomniała jeszcze raz czy dwa wspominała o szczegółach naszego planu, a ja w końcu zdjąłem okulary, oparłem się na fotelu i zacząłem wsłuchiwać się w ciszę fabryki. Udało mi się nawet wychwycić krzyk żerujących mew. Po kilku chwilach doszedł mnie jeszcze inny odgłos – pracy windy i otwieranych hydraulicznie wrót. Zerknąłem przez ramię i w windzie zobaczyłem tylko Ulricha. Tknięty jakimś przeczuciem odwróciłem cały fotel i spostrzegłem Yumi stojącą w przeciwległym krańcu kabiny. Poprztykali się o coś, czy jak?
 - Ej, no co jest? Co się stało? Hę? – odpowiedziało mi milczenie – Jakiś problem?
 - Nie. Nie ma żadnego problemu. Wśród przyjaciół – odparł Ulrich. W jego pozornie spokojnym głosie wychwyciłem nutkę ironii. Czy oni nie mogą po prostu ze sobą chodzić? Wzruszyłem ramionami i postanowiłem nie drążyć tematu. Ani nie czas na to, a Odd i tak pewnie pomęczy Ulricha w internacie.
 - Świetnie! To wielka ulga! – rzuciłem. Mam nadzieję, że sarkazm w tej wypowiedzi nie był aż tak mocno słyszalny. – To biegiem do skanerów. Aelita już tam jest.
Nim zakończyłem wirtualizację Yumi i Ulricha, usłyszałem ponownie odgłos pracującej windy i po chwili zobaczyłem Odda. Ciężko oddychał i opierał się o ścianę kabiny. Musiał chyba biec. Ale ponownie darowałem sobie pytania. XANA systematycznie wysyłał kolejne potwory to Piątki.
 - No, jesteś. Wszyscy już na ciebie czekają – rzuciłem, ale Odd już zeskakiwał po drabince piętro niżej. Nie tracąc ani chwili zainicjowałem gotowy już transfer, jednocześnie programując pojazdy: - Transfer Odda! Skan Odda! Wirtualizacja!
 - No to wio! – usłyszałem w słuchawce okrzyk Yumi.
 - Gdzie byłeś tak długo? – zaczął Ulrich.
 - Chyba już wiem, jak wrócić do waszej klasy.
 - Naprawdę!? Jak? – spytała Yumi.
 - Bardzo łatwo. Zacząłem szantażować Jima.
 - Szantażować?! Ale czym?! – niemal od razu naskoczyła na niego oburzona Aelita.
 - Znam jedne sekret, o którym wolałby nie mówić. – Uśmiechnąłem się pod nosem na ten sparafrazowany sztandarowy żarcik Kadic. Choć nie podobał mi się pomysł Odda, wolałem się nie wtrącać. Jestem pewien, że zaraz pozostali mnie wyręczą. - I nie chce też, żeby ktokolwiek o nim mówił.
 - Wiesz ty co? Szantaże są bardzo nie wporzo. – fala krytyki ruszyła, co ciekawe, za sprawą Ulricha. Spodziewałem się raczej, że to Yumi zareaguje najgwałtowniej.
 - Łał! Od kiedy jesteś taki szlachetny?! Cel uświęca środki, co nie?
 - Nie! – odparliśmy razem we czwórkę.
 - Dobra! To dzięki za wsparcie! Wolicie mnie nie mieć w klasie!
W tym czasie skończyłem wprowadzać kod procedur transportera. Pozostało tylko ostatecznie zaakceptować „lot”. Na to jednak potrzebowałem potwierdzenia od reszty, które zresztą nadeszło od razu, gdy tylko ponownie skierowałem mapę z Sektora V na Sektor Polarny.
 - Dobra, jesteśmy na skraju sektora – rzucił Odd.
 - Świetnie, zajmijcie pozycje, a ja wprowadzę kod Scypion.
Zaraz po wprowadzeniu końcowej komendy, na ekranie wyświetliły mi się panel kontroli transportera i protokoły dostępu do Kartaginy. Programik, który napisałem po pierwszej wizycie w Sektorze V skorzystał skwapliwie z tych protokołów i standardowy widok Lyoko, wyświetlany przez projektor obok, zmienił na holograficzną mapę Piątki.
 - System holosfery podłączony.
Na pulpicie pojawił się komunikat o udanym transferze i od razu usłyszałem głos Ulricha:
 - No i gdzie są te potwory?
Idąc w ślady programu, sam także przypatrzyłem się kodom autoryzacji i szybko uzyskałem dostęp do skanów Sektora V pod kątem anomalii, jaką zawsze wywoływała wirtualizacja potworów XANY. Hmm… to ciekawe!
 - Kto by przypuszczał? Wszystkie są w sali pod wami. – Spojrzałem na wewnętrzne współrzędne pomieszczenia i dodałem zdziwiony: - Nigdy jej nie widziałem. Nie byliście tam jeszcze.
 - Ale co one tam robią? – spytała zaniepokojona Aelita.
 - A skąd mam to wiedzieć? To wy jesteście w sieci. Słuchajcie, zamiast gadać, lepiej tam idźcie.
 - Stąd się tam dostaniemy? – zaczął Ulrich. Jak zwykle. Jak ktoś ma spytać o coś praktycznego, to zawsze będzie Ulrich.
 - Nie. Wejście jest z Kopuły. Szybko.
Gdy tylko wypowiedziałem te słowa, na ekranie pojawiło mi się odliczanie. Szybko otworzyłem panel kontrolny, żeby zlokalizować klucz.
 - Nie zapomnijcie dezaktywować odliczania, albo wrócicie do domu szybciej, niż wam się zdaje. Macie tylko kilka minut na znalezienie klucza.
Właśnie w tym momencie skan pomieszczenia odnalazł mechanizm, ale Odd mnie ubiegł:
 - Widzę klucz! – rzucił.
Zmieniłem skalę mapy taktycznej i przyglądałem się, jak Odd się rozpędza i niemal wypada z gry po nieudanym skoku. Szybko minęła go Aelita, która sama pobiegła po mechanizm. Czas jednak się kończył. Zacząłem odliczać na głos:
 - 5, 4, 3, 2, 1…
 - Zero! – dokończyła Aelita dezaktywując pułapkę.
 - Ładnie, Aelita.
Po kilku sekundach zaczęła się faza zmiany konfiguracji pomieszczeń, a Aelita, która jako jedyna stała na stabilnej platformie, zawołała do pozostałych:
 - Lepiej chodźcie tutaj jak najszybciej!
Reszta szybko dobiegła do bezpiecznego korytarza i ruszyła dalej.
 - Jeremy, jesteśmy przy windzie! – zameldowała Yumi.
 - To dobrze. W tym pomieszczeniu jest coraz więcej potworów. Zaczynam mieć złe przeczucia.
 - Jesteśmy – zaczął Ulrich – gdzie mamy iść, żeby rozwalić parę brzydali?
 - W stronę południowego bieguna. Tam jest wejście do komnaty.
 - Pojazdy, Jeremy! – upomniała się Yumi.
 - Już się robi – odparłem jednocześnie dematerializując i materializując pojazdy przy Interfejsie.
 - Ej, a może tam XANA urządza doroczny bal potworów? Bo do tej pory nie widzieliśmy żadnego. – zauważył Odd.
 - Racja – odparł Ulrich – Ale zobaczcie tam!
Na mapie pojawiły mi się dwie manty. Jedna z nich natychmiast zniknęła za sprawą strzałek Odda.
 - I bardzo ładnie! Trafiony! To jest czad!
 - Opanuj się, to ja go załatwiłem – uciszył go Ulrich.
 - Serio?
Znalazłem w kodzie ostatni protokół niezbędny do materializacji pojazdów w Kopule i powiedziałem:
 - Nie ma czasu na głupie gierki! Ruszajcie!
Po kilku minutach walki z mantami i mojego ciągłego niespokojnego zerkania na oddział potworów w nowej komnacie w końcu wszystkim udało się przekroczyć śluzę na biegunie południowym.
 - Jeremy, chyba jesteśmy – zaczęła Yumi.
 - Widzicie już potwory? Co robią?
 - Strzelają do jakiejś niebieskiej piłki.
 - Skoro XANA chce ją zniszczyć, to musi być ważna.
 - Dobra, to bierzemy się za nie – zameldował Odd.
 - Tak! No to lećcie, a ja spróbuję sprawdzić, co to za kula.
Walka trwała w najlepsze, a z gry odpadali kolejno Yumi i Odd, a ja zmagałem się z wyzwaniem trudniejszym niż aktywacja własnej wieży czy programowanie pojazdów, czy nawet Marabunta. Zagłębiałem się coraz bardziej w protokoły dostępu do rdzenia systemu, ale co chwila natrafiałem na zabezpieczone partycje, do których szukanie szyfrów trwałoby miesiące, jeśli nie lata.
Trudniejsze, niż Marabunta? A co jeśli…?
Szybko otworzyłem kod programu wieloczynnikowego, który nie tak dawno przysporzył nam tyle problemów. Marabunta był wirusem, który miał oddziaływać na wizualizacje programów XANY, czyli na potwory, ale tak naprawdę sama struktura kodu była przystosowana do bugowania relacji między poszczególnymi sekcjami własnych baz danych, powodując jednocześnie w ten sposób niekontrolowane rozszerzenie spektrum działania Marabunty. Wystarczyło więc jedynie zmienić strumienie wyjścia i podłączyć strumienie wejścia do tuneli. Można to łatwo zrobić wysyłając odpowiednie kody do wież przejścia. Wtedy Marabunta rekurencyjnie nawiązując i bugując połączenia między blokami wykonawczymi wprowadzi prawdziwy chaos w zewnętrznej warstwie zabezpieczeń, co pozwoli mi nie tyle dostać się do zakodowanych partycji, co zbudować tymczasowe relacje z otwartymi sekcjami, które będą doskonałą drogą do rdzenia systemu.   
I, o dziwo, to zadziałało! Marabunta wybrał najkrótszą drogę przez podprogramy stabilizujące, a nie wiązania poleceń, w ten sposób omijając jedną z najtrudniejszych przeszkód przy pomocy banalnego algorytmu Dijkstry!
Uzyskany kod był dość pokrętnie napisany, ale i tak dostatecznie jasno mówił, w jak krytycznej sytuacji się znaleźliśmy.
 - To nie do wiary – wyszeptałem - Ulrich! Posłuchaj, za wszelką cenę musisz przeszkodzić pełzaczom w zniszczeniu kuli.
 - Dlaczego?
 - Bo ona jest Sercem Lyoko. To bezpośredni dostęp do najważniejszych programów wirtualnego świata! Jeśli potwory ją zniszczą, Lyoko przestanie istnieć na zawsze! Pospiesz się! Ta kula ma tylko dwie powłoki ochronne, a pierwsza właśnie wybuchła!
Nawet nie zauważyłem, kiedy obok mnie pojawili się Yumi i Odd. Ulrich szybko poradził sobie z wszystkimi potworami. Wszystkimi, poza jednym pełzaczem, który zaszedł go od lewej i załatwił go jednym strzałem.
Czas na nasz wielki plan. W sumie, nie tak to sobie wyobrażałem, ale trudno – trzeba improwizować.
 - Aelita, twoja kolej!
 - Jaka znów kolej? Ona nic nie potrafi! – od razu wtrącił się Odd.
 - Patrz! – odparłem i powiększyłem mapę tak, że idealnie widać było stojących naprzeciwko siebie pełzacza i Aelitę. I nagle… pełzacz zniknął!
 - Ale jak Aelicie się to udało? – wydukał zdziwiony Odd.
 - Podczas wakacji rozwinęła w sobie nowe moce – wyjaśniłem – Potrafi walczyć tak samo jak wy!
 - Jeremy! Spójrz na to! – przerwała mi przestraszona Yumi. Wskazywała palcem na okno z postępującym procesem… dewirtualizacji Aelity!
 - O nie! Zdewirtualizowała się!
 - Chcesz powiedzieć, że… - Odd bał się nawet dokończyć.
 - Właśnie! Nie mogę w to uwierzyć! – nagle dostrzegłem na ekranie okno aktywnego skanera. – Co się dzieje?! Chodźcie, biegiem! – zerwałem się z fotela i pognałem do drabinki, do sali skanerów. Czekał już tam na nas Ulrich.
Od razu skoczyłem do aktywnego urządzenia, z którego wyszła Aelita, cała i zdrowa.
 - Hej, wiesz, że prawie dostałem zawału przez ciebie?! – wyrzuciłem Aelicie, która skoczyła w moje ramiona.
 - Ktoś mi powie, co się stało? – spytał Ulrich.
 - Wygląda na to, że Aelita tracąc wszystkie punkty życia jednak nie znika na zawsze – odparł Odd.
 - Nie znika? Jak to?
 - Normalnie. Tylko że wcześniej nie przyszło mi to do głowy – pospieszyłem z wyjaśnieniami. – Od chwili, gdy odzyskałaś ludzką pamięć, jesteś taka sama jak my. Teraz już nie potrzebujesz kodu: Ziemia, żeby powrócić.
 - To bardzo przydatne, w chwili kiedy XANA próbuje zniszczyć Lyoko, żebyśmy go nie mogli znaleźć w Sieci.
 - Wspaniale, Aelita! Od teraz jesteś w pełni sprawną wojowniczką Lyoko – podsumowała Yumi.
 - A teraz może już pójdziemy na kolację, co? – wtrącił po swojemu Odd.
 - My tu jeszcze trochę zostaniemy. Muszę… no, tego… sprawdzić wszystkie szczegóły związane z dewirtualizacją Aelity.
 - Spoko – wzruszył ramionami Ulrich i razem z Yumi i Oddem wszedł do windy.
Gdy tylko drzwi kabiny się zamknęły, Aelita spytała:
 - Jak sądzisz, uwierzyli w to całe przedstawienie?
 - Nie mam pojęcia, raczej kiepsko grałem. Nie jestem zbyt dobry z improwizacji.
 - Oj, daj spokój, Jeremy. Wyglądali na przekonanych.
 - Fakt – odparłem.
Spojrzeliśmy sobie w oczy i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.


Gdzieś wspominałem, że będę publikował nowe posty co tydzień. Jednak w poprzedni tygodniu nowy post się nie pojawił, a że ilość wpisów musi się zgadzać, to w ten weekend zamierzam wstawić dwie historyjki - w tym jedną dłuższą i niekonwencjonalną < w porównaniu do poprzednich >.
Cóż, pozostaje mi więc tylko podziękować za liczne odwiedziny i komentarze na blogu, oraz zaprosić do czytania i dalszego komentowania. Zapraszam także do zapoznania się z blogami takimi jak: "Juhu to my!" czy "Nie zrozumiesz potęgi miłości, XANA".
Miłej lektury...  

Tym razem historia trochę dłuższa, i równie nietypowa co poprzednia, jak na dzienniki z Lyoko, może nawet bardziej, bo opowiada o wojowniku Lyoko, który w Lyoko był raptem dwa czy trzy razy!
Warto zauważyć, że Jeremy wcale nie odpoczywa, kiedy inni bawią się w Lyoko, tylko rozwiązuje problemy o wiele większe, niż trzepnięcie pełazacza - a ten wpis będzie tego najlepszym przykładem.
Przy okazji, czy nigdy nie wydawało wam się, że reakcje Einsteina na wieści o Aelicie w tym odcinku są jakby trochę sztuczne? Warto by znaleźć dla tego odpowiednie uzasadnienie :)

niedziela, 30 listopada 2014

Spis opowiadań o CL

No tak, zgłosiłem się do sławnego w fandomie Spisu Opowiadań O Code Lyoko prowadzonego przez LyokoAngel.
Niby link do jej spisu widnieje już od kilku dni w "polecanych" stronach, ale żeby formalności stało się zadość - http://spis-opowiadan-o-cl.blogspot.com/
/qazqweop

sobota, 29 listopada 2014

Złe zagranie

Ulrich Stern, odcinek 39: "Złe zagranie";
Miłej lektury...




Gapiłem się w zeszyt od matmy i próbowałem powtórzyć sobie twierdzenia z geometrii na jutrzejszy test. Bezskutecznie. Dzisiejszy dzień jest beznadziejny.
Yumi śle mi słodkie uśmieszki, a gdy tylko myśli, że nie ma mnie w pobliżu, migdali się do Williama. Jak mogłem być tak ślepy!?
Nagle rozlega się hałas, huk, jakby odgłos pracy jakichś maszyn hydraulicznych. Dziwnie znajomy dźwięk. Po chwili jednak zagłuszały go krzyki uczniów dobiegające sprzed szkoły! Co się dzieje?
William zdziwiony podniósł głowę. Jim zrzucił nogi z stołu i skoczył do okna.
 - Co to za hałasy? – krzyknął. Nie wiem, co tam zobaczył, ale po chwili dodał – Nie ruszajcie się stąd, bo oberwiecie!
Szybkim krokiem wyszedł z biblioteki, a ja i William oczywiście od razu pognaliśmy do okna. Wtedy uświadomiłem sobie, skąd znam ten dziwny odgłos. Z Lyoko.
 - Co to takiego? – spytał William dziwnie wysokim, jak na niego, głosem.
 - Krab.
XANA musiał go zmaterializować, a teraz potwór przyszedł do szkoły, żeby zapolować na mnie i resztę. Muszę ich ostrzec. Sięgnąłem po telefon do kieszeni, ale natrafiłem na pustkę. Szybko przypomniałem sobie, że przecież Jim zabrał nam telefony, i ciągle ma je w kieszeni. Nie, ma telefon Williama, mój leży na stole! Szybko zgarnąłem komórkę z blatu i natychmiast wklepałem numer Jeremy’ego.
 - Jeremy?
 - A, Ulrich? Nareszcie jesteś.
 - Co się dzieje?
 - XANA zmaterializował trzy kraby. Jeden jest u Yumi, a Odd walczy na górze z drugim, żeby ten nie narozrabiał w mieście.
 - Trzeci jest w szkole. Zajmę się nim – spojrzałem na przypatrującego się mi Williama. – Z Williamem.
Wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, jak krab strzela do wszystkiego co się rusza. W tym momencie ze szkoły wyskoczył Jim i z okrzykiem „Geronimo” ruszył na kraba. Potwór błyskawicznie się obrócił o 180 stopni i wystrzelił. Jim upadł na ziemię i złapał się za oparzone ramię.
Jednocześnie zareagowaliśmy i wybiegliśmy w stronę kraba. Odwróciliśmy jego uwagę i natychmiast skoczyliśmy w krzaki. William przejął inicjatywę i wyskoczył na przynętę. Dureń. Nawet nie wie, z czym walczy.
Dureń czy nie, stworzył okazję, której nie mogę nie wykorzystać. Potrzebuję broni. W oddali zauważam szopę ogrodnika. Miejsce, gdzie uzbroiłem się do walki z potworami, gdy XANA wysłał karaluchy. Jednak William już prowadził do niej kraba. Darł się:
 - Ulrich! Biegnę w stronę tej starej szopy! Ulrich!
Lasery mijały go coraz bliżej. Powinienem biec ratować Yumi!
Zaraz, po co? Przecież ona ma mnie za idiotę. Równie dobrze mogę załatwić tego kraba. Mój wzrok pada na stary, pordzewiały pręt zaplątany w krzaki. Wyciągam go i szybko wdrapuję się na drzewo. Usadawiam się na gałęzi, żeby móc skoczyć, gdy tylko trafi się odpowiedni moment. Spoglądam w dół i zaczyna kręcić mi się w głowie. Jak ja tutaj wszedłem? Przecież mam lęk wysokości!
Na widok kraba wyrzucam z umysłu tą myśl i bez wahania zeskakuję na potwora. Wbijam pręt w oko XANY, lecą iskry. Po chwili maszyna pada na ziemię, unieszkodliwiona. Prawie jak w Lyoko.
Prawie.
William podniósł się z ziemi i już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. Ubiegłem go:
 - Masz szczęście. Nie chciałem cię ratować.
Nie mam pojęcia, po co to mówię. Naprawdę tak myślę?
Oczywiście, że tak!
Tak? Skazałbym go na śmierć z powodu Yumi? To faktycznie fatalny dzień.
 - No co ty?! Zwariowałeś?! O co ci chodzi, stary?!
 - Trzymaj się od nas z dala, kapujesz?
Od „nas”? Przecież już nie ma „nas”! Co ja wygaduję?!
 - Słuchaj, koleś, to ty nie kapujesz. Ja wcale nie prowadzę w wyścigu o Yumi. Chyba, że nie wiesz.
Zapada cisza. Mierzymy się wzrokiem. Nikt się nie odzywa. Bo i po co?
Ale zaraz przypominam sobie, że są ważniejsze sprawy. Jeden krab mniej – zostały dwa. Trzeba o tym zameldować Jeremy’emu. Wyciągam telefon.
 - Ulrich!
 - Jeremy, wykończyliśmy jednego kraba!
 - Wreszcie dobre wieści. Aelita robi co się da, żeby dezaktywować wieżę, ale trzeba osłonić Yumi i Odda.
 - Zajmę się tym.
 - Razem się zajmiemy – zaczyna William. Nie ma sensu się z nim spierać.
 - Biegnij do fabryki – rzucam. – Tam jest Odd i drugi krab.
 - A ty dokąd? Stój! – krzyczy. Ale ja go nie słucham, tylko przeskakuję przez mur szkoły i biegnę w stronę domu Yumi. Po drodze mijam radiowóz pędzący w stronę szkoły. Ciekawe, co zrobią, jak zobaczą wrak kraba?
Mijam kilka przecznic i w końcu docieram do ulicy, przy której mieszka Yumi. Spóźniłem się! Dostrzegam na końcu drogi kraba!
I… samuraja?! Nieważne, kim był. Potwór jednym machnięciem odnóża rzucił nim o ścianę i wyrzucił z gry. Co ja gadam, to nie Lyoko!
Potwór ładuje działko i staje przed jakąś skuloną na ziemi postacią. Yumi!
W biegu przez moją głowę przelatują dziesiątki myśli. Czy zdążę? Czy rzucić się na drogę strzału?
Znajduję lepsze rozwiązanie – lśniący przedmiot leżący obok nieprzytomnego wojownika. Krzyk matki Yumi dodaje mi energii i zdecydowania. Skaczę przed siebie, łapię katanę i stawiam ją na linii strzału. Wszystko w ciągu ułamka sekundy. Laser odbija się od ostrza i szybuje w górę. No, teraz to już jest całkiem jak w Lyoko.
Yumi wyszeptuje moje imię, a ja staję w pozycji bojowej. Żadnych emocji. Teraz walka.
 - Tylko spróbuj, robalu! – wykrzykuję.
Krab, jakby przyjął moje wyzwanie, otwiera ogień. Jest jednak jakby trochę bardziej nieporadny niż w Lyoko. Przeskakuję między jego odnóżami, omijając promienie kolejnych laserów. Jednak powoli strzały stają się celniejsze. Jakby on się uczył, przyzwyczajał do nowego otoczenia. Muszę coraz częściej odbijać pociski, bo nie mam czasu ich unikać.
Słyszę Hirokiego: - Ile razy mam ci powtarzać, żebyś z nim chodziła?!
Głos brata Yumi na chwilę mnie dekoncentruje, a krab oddaje strzał w moją nogę. Zaraz zdobędzie przewagę!
Czas na kontratak!
Podskakuję i szybkim cięciem oddzielam jedno z odnóży od właściciela. Hiroki, mając chyba za nic całą walkę, wybiega i krzyczy: - Ulrich, jesteś świetny!
Wskakuję na kraba i już mam wbić miecz w oko XANY na jego pancerzu, ale uwaga potwora zwraca się na Hirokiego. Razem z celownikiem!
 - Hiroki, nie!
Choć pokonam kraba, zdąży jeszcze wystrzelić, prosto w głowę Hirokiego! On może tego nie przeżyć! Błyskawicznie podejmuję decyzję, upuszczam ostrze i przyjmuje na siebie strzał wymierzony w brata Yumi. Krab jedno odnóże wbija mi w ramię, przygważdżając je do ziemi, a drugie unosi do morderczego ciosu. Chyba chce się zemścić za utratę kończyny. Od kiedy to maszyna może chcieć zemsty?
Od kiedy jest pod kontrolą XANY, oczywiście.
Jak… boli…
Staram się dosięgnąć miecza, ale nie mogę. Przez ból zamazuje mi się obraz, nic nie widzę. Ostatkiem sił próbuję zrobić coś głupiego i bezsensownego – wyrwać się z stalowego uścisku kraba.
Boli…
Nie… mogę… Zaraz… zemdleję.
Spada na mnie wielkie mechaniczne ramię kraba. Boli…
Słyszę jeszcze krzyk Yumi.
Aaaah…
Koniec…


Otwieram oczy i widzę Odda. Rozpoznaję nasz pokój w internacie.
 - Hejka – zaczyna radośnie Odd.
 - Hej – szepczę jeszcze oszołomiony.
 - Zaraz mamy jazdę z chorążym Garrickiem. Hej, stary! Dobrze się czujesz?
 - Taaa… Tak, tak.
 - To dobrze – wzrusza ramionami. – Cieszę się, że jesteś w jednym kawałku. I Yumi pewnie też się cieszy.
 - Yumi?
Też się cieszę, że jestem w jednym kawałku, Odd.
Też się cieszę.


Mam nadzieję, że się podobało. Tym razem Dzienniki Lyoko nie z Lyoko. Ale, akcja na Ziemi w tym odcinku chyba mnie usprawiedliwia. Komentarze zawsze mile widziane, także anonimowe.
/qazqweop
 

sobota, 22 listopada 2014

Uwierzę jak zobaczę

Ulrich Stern, odcinek 2: "Uwierzę jak zobaczę";
Miłej lektury...




 - Damy radę, co, Ulrich?
 - Mam nadzieję, Odd.
Sabotaż nuklearny. XANA nie żartuje. Zgadzam się z Yumi, że to ogromne niebezpieczeństwo, ale przecież zawsze możemy wyłączyć superkomputer. Jeremy zdąży to zrobić w kilka sekund, gdyby zaszła taka potrzeba. To straszne, że istnieje ryzyko, że musimy poświęcić Aelitę, ale... jesteśmy w stanie to rozwiązać samemu. Jeśli XANA mimo wszystko tym razem zwycięży, może zginąć wiele osób. Choć to realne zagrożenie i zgadzam się, że można spróbować powiadomić władze, to… czy Yumi nie widzi, że nie ma najmniejszej szansy, żeby ktoś jej uwierzył i podjął odpowiednie kroki w ciągu tych kilkudziesięciu minut?!
Rozglądam się wokół. Jesteśmy w Sektorze Pustynnym. Wielką platformę, na której stoimy, przecinają kable łączące ze sobą poszczególne wieże. Dostrzegam w oddali Aelitę, czekającą na nas obok jednej z wielu formacji skalnych w tym sektorze.
 - Dobra, już mamy, skaner wykrył aktywowaną wieżę – usłyszałem wewnątrz swojej głowy głos Jeremy’ego. Jednocześnie Odd nerwowo drgnął – on też otrzymał wiadomość. Nadszedł czas na działanie. Skinąłem mu głową i ruszyłem w stronę Aelity, on pobiegł zaraz za mną.  Jest na obszarze pustynnym, blisko Oazy.
 - Wiem gdzie to jest! – odparła Aelita, gdy tylko się przy niej znaleźliśmy. Wskazała dłonią jedną z kilku formacji skalnych na sąsiedniej platformie. – Na tamtym płaskowyżu!
Początkowo nie wiedziałem, jak mamy się przedostać na kolejną platformę – dzieliła nas od niej kilkudziesięciometrowa przepaść. W następnej chwili usłyszałem coś jakby cichy grzmot i dostrzegłem pulsacje XANY. Jeremy kiedyś wspominał, że tak XANA przesyła energię i aktywuje wieże. Gestem pokazałem reszcie, żeby biegli za mną, a sam podążałem za dziwnymi zniekształceniami tekstury na ziemi. W ten sposób dotarliśmy do skalnego mostu, który umożliwiał nam przedostanie się na drugi płaskowyż.
Biegliśmy w milczeniu. Nawet Odd przestał żartować. Oczywiście, to nie pierwszy raz, kiedy XANA się budzi i grozi nam śmiertelne niebezpieczeństwo. Ale… dla przykładu, dwa tygodnie temu XANA opętał pluszowego misia jednej z pierwszoklasistek, Milly Solovieff. Zburzył wtedy pół szkoły i niemal zrobił ze mnie i Yumi krwawe plamy, ale… takiego ataku po prostu nie dało się brać na poważnie. A teraz… Teraz mamy atak na elektrownię atomową. Katastrofa nuklearna. To jest coś, czego nie da się nie brać na poważnie.
Powoli dobiegaliśmy do źródła pulsacji. Co ciekawe, ciągle utrzymywałem mocne tempo po tym sprincie na setkę. Ciągle nie mogę się przyzwyczaić do wirtualności, mimo że jestem w Lyoko już siódmy raz. Twoje ciało nie traci sił, ale odczuwasz zmęczenie. Nie ma powietrza, ale Odd, który biegnie obok, i tak dyszy. Nie jestem za dobry z fizy, ale skoro nie ma żadnego ośrodka, to dźwięk nie powinien się rozchodzić. Mimo to wszyscy się doskonale nawzajem słyszą. Wszędzie jest jasno, ale nie ma słońca ani niczego takiego. Za to rzucamy cienie. To wszystko jest takie… dziwne.
W końcu dotarliśmy do Oazy. Była to w gruncie rzeczy tylko mała sadzawka otoczona kilkoma kamiennymi słupami. Z ziemi wyrastały małe cyfrowe krzaczki, przypominające trochę domowe bananowce, jakie hoduje moja matka. Jedynie od południa wznosiła się wysoka, masywna skała. I nigdzie żadnej wieży.
 - To nie do wiary. Co się dzieje? Gdzie ta wieża? – spytał Odd. Jego głos był niski i opanowany. Tak różny od zwykle wysokiego i piskliwego. Musi być naprawdę zdenerwowany.
 - Nie widać jej. Ale ona tu jest – odparła Aelita – Szukajcie pulsacji XANY. Tutaj się łączą.
 - Szybko! Dacie radę! Na pewno jest niedaleko! Znajdźcie ją natychmiast, zaraz będzie przeciążenie! – motywował nas Jeremy. Jednak wieży nigdzie nie było. Aelita rozglądała się wokół, wypatrując jakiegoś szczegółu, jakiejś wskazówki. Odd i ja już po kilku minutach się poddaliśmy. Wieży tutaj nie było, choć pulsacje mówiły inaczej. Może XANA oszukał nas i skaner Jeremy’ego? Nie, to mało prawdopodobne.
Z braku lepszego pomysłu wyciągnąłem mój samurajski miecz i zacząłem wbijać go w ziemię. Ostrze zapalało się na niebiesko i gasło, wzbijając przy tym małe tumany cyfrowego kurzu. Jeszcze nie rozgryzłem, czemu kiedy uderzam, katana zaczyna świecić. Chyba to dodaje energii ciosowi, albo coś takiego.
Odd przysiadł na ziemi i bawił się małym kamieniem. Znudzony przerzucał go z ręki do ręki. Jego ogromne kocie łapy świetnie się sprawdzały przy takim zadaniu. Wbiłem wzrok w ziemię i skupiłem się na swoim zajęciu – czyli zamiataniu cyfrowej platformy moim mieczem. Nagle Odd powiedział:
 - Znalazłem.
Razem z Aelitą od razu do niego podeszliśmy.
 - Wykiwał nas – zaczął wyjaśniać. – Tu nie ma wody, tylko powierzchnia. Skoczę się temu przyjrzeć.
Spojrzałem zdziwiony na Aelitę. To, co mówił Odd, nie miało sensu. Ale on rozpędził się i wskoczył do jeziorka. Jednak nie usłyszałem żadnego plusku. Aelita nie wahała się, tylko od razu ruszyła za Oddem i… przeszła przez taflę wody, jakby to był tylko hologram! Nie pozostało mi nic innego, jak skoczyć za nimi. Gdy wylądowaliśmy kilka metrów niżej, okazało się, że stoimy na kolejnej platformie. Platformie z wieżą!
Ścieżka wiła się między skalnymi płytami. Szybko dopadliśmy wieży, a Odd triumfalnie wskazał wysoką konstrukcję.
 - Jest! – wykrzyknął. Wtedy, zza jednej z wielu naturalnych skalnych kryjówek wychynął wielki potwór, przypominający czerwony talerz na czterech mechanicznych odnóżach, który od razu strzelił do zaskoczonego Odda. Ten zaliczył potężne trafienie w kolano.
 - Uwaga! – dodał – Nienawidzę tych wstrętnych krabów.
Po chwili swoją obecność ujawniły dwa kolejne potwory. Każdemu ich ruchowi towarzyszył dźwięk ciężkiej maszynerii hydraulicznej. Natychmiast dobyłem miecza i gdy tylko kraby ustawiły się w klin, krzyknąłem:
 - Aelita! To ciebie szukają! Uciekaj! Już!
Ustawiłem się w pozycji bojowej, gdy nagle jeden z krabów przeskoczył obok mnie i zaczął gonić Aelitę. Otworzył ogień, a każdy laserowy pocisk zrywał pustynną teksturę z podłoża. W końcu wycelował i oddał morderczy strzał. Na szczęście, w ostatniej chwili Odd na czterech łapach podbiegł do potwora i przyjął atak na siebie. Zatoczył się i upadł na ziemię, a w następnej chwili rozpadł się w cyfrowy pył.
Nie martwiłem się o niego. Po utracie wszystkich punktów wracał bezpiecznie do skanera. Co innego Aelita – ona nie miała takiej możliwości. Na szczęście brawurowy manewr Odda odwrócił uwagę potwora i Aelita zdążyła się ukryć miedzy skałami.
Teraz mogę załatwić potwory. Przyjąłem na katanę cztery strzały, a następnie schyliłem się i ruszyłem biegiem w stronę najbliższego kraba. Gdy dzieliło mnie od niego tylko kilka metrów, uznałem, że najwyższy czas wypróbować w walce nową sztuczkę, którą ostatnio trenowałem. Nagle obok mnie pojawiły się dwa moje duplikaty. Gdy one skupiły na sobie ogień dwóch krabów, ja osobiście zająłem się trzecim. Wskoczyłem na niego i wbiłem miecz w znak na jego pancerzu – słaby punkt, Oko XANY.
Nagle usłyszałem wypowiedź Jeremy’ego, na pewno skierowaną do Odda.
 - Dzięki za uratowanie Aelity. Jest niedobrze! Dziewięćdziesiąt pięć procent! – pewnie mówił o napięciu zgromadzonym na słupie. – Zaraz XANA będzie mógł zaatakować elektrownię!
Czyli muszę zwiększyć tempo i otworzyć Aelicie drogę jak najszybciej! Podbiegłem do duplikatów i skinąłem na nie głową.
 - Dawaj! – rzuciłem. Jeden z klonów z uniesionym ostrzem spróbował skoczyć na kraba, ale został natychmiast zdewirtualizowany. Potwór jednak nie spodziewał się drugiego identycznego ataku zaraz po pierwszym, i kolejny klon rozciął kraba na pół.
Kontrolowanie więcej niż jednego ciała przez dłuższy czas okazało się wykańczające, więc natychmiast dokonałem fuzji i połączyłem oba wcielenia, nim utraciłem wszystkie siły.
 - Fuzja! Dobra, został tylko jeden!
Jeremy nie zrozumiał mojego działania i niemal natychmiast usłyszałem jego pełen wyrzutów głos:
 - Ulrich! Zwariowałeś?!
Nie przejąłem się tym i zaatakowałem. Krab otworzył ogień i oberwałem w ramię. Mimo pozornego bólu spiąłem się w sobie i korzystając z mojej supermocy w Lyoko, supersprintu, wskoczyłem na potwora, a po chwili zniszczyłem go tak, jak dwa poprzednie.
 - Szybko, biegnij! Jest już dziewięćdziesiąt osiem procent!
 - Dobra, teraz ty, Aelita.
Aelita wbiegła do wieży. Po kilku chwilach konstrukcja zmieniła kolor poświaty na niebieski, a w oddali dostrzegłem dziwne białe światło.
Czyli wszystko poszło dobrze.
 - To co, może wycieczka w przeszłość?


Między wierszami - oto czemu Ulrich tak rzadko używa tryplikacji. 
/qazqweop 

poniedziałek, 17 listopada 2014

Ostatnia runda

William Dunbar, odcinek 65: "Ostatnia runda";
Miłej lektury...




 - Mamy tylko parę sekund, żeby się dostać do skanerów.
 - To chodź! – zawołałem.
Oboje szybko zeszliśmy po drabince do sali, w której złożyłem przysięgę i zostałem Wojownikiem Lyoko. Widziałem, jak Aelita wchodzi do tej stalowej puszki, która miała ją wysłać do komputera. Wyprostowana. Poważna.
Silna. Gotowa, żeby walczyć z XANĄ.
Czy jak on tam miał?
Miałem ochotę wykrzyknąć: „Wirtualny świecie, nadchodzę!”, ale postanowiłem zachować powagę i też wszedłem do swojego skanera. Byłem ciekawy, czy to wszystko nie jest jednym wielkim żartem. Przecież to nie może być prawdziwe! Wirtualizacja, te sprawy – to tylko science-fiction, nie? Nie?

Poczułem, jak unoszę się nad ziemię, a każda cząstka mojego ciała jest dogłębnie skanowana. To było dziwne uczucie. Jakbym na chwilę przestawał być Williamem Dunbarem, a stawał się po prostu… sobą. To dziwne. Jakbym dotychczas był jednocześnie sobą i nie sobą. Jakbym był Williamem Dunbarem, ale nie tym właściwym Williamem Dunbarem.
Co ja wygaduję?!
Nieważne, co to było – trwało tylko przez chwilę. Ale już w następnej chwili nie byłem Williamem Dunbarem, tylko Williamem Wojownikiem Lyoko. Poczułem, jak stopniowo odzyskuję czucie we wszystkich częściach ciała i lecę w dół. Instynktownie ugiąłem kolana i złagodziłem upadek z kilku metrów. W prawej ręce trzymałem gigantyczne ostrze! Było szerokie na jakieś 30 centymetrów i miało spokojnie ponad metr długości.
Podniosłem się z ziemi i dokładniej przyjrzałem mojej broni. Była wypolerowana, naostrzona i aż lśniła. Mogłem się w niej przejrzeć! Moja twarz wyglądała jak trochę nieudolnie wymodelowana w jakimś programie graficznym, a moje ubrania…
Zamiast ciuchów z Ziemi miałem na sobie odlotowy kombinezon! Z każdą chwilą coraz bardziej mi się tu podoba!
 - Ale mam fajny sprzęt! A ty? – spytałem Aelitę. W Lyoko wyglądała jak elfia księżniczka, z tymi swoimi śmiesznymi długimi uszami – Nie masz broni? Walczysz gołymi rękami? Jaką masz supermoc?
Zacisnęła dłonie w pięści i śmiertelnie poważnie powiedziała:
 - To  nie jest gra komputerowa. Przypominam, że mamy ważną misję do spełnienia.
 - Dobra, dobra. Sorki – rozejrzałem się po dziwnym pomieszczeniu, w którym się znaleźliśmy. Przypominało jakąś kopułę, a szklana platforma, na której staliśmy, zaczęła zwalniać.
Zwalniać?
To niesamowite! Przez ten cały czas, odkąd wylądowaliśmy, nie zdawałem sobie sprawy, że w ogóle się obraca, póki nie spojrzałem na ściany!
 - To gdzie te potwory?
 - Chodź ze mną. Mamy tylko kilka minut, żeby dotrzeć do poziomu klucza wiodącego do komory rdzenia Lyoko – odparła rzeczowym tonem.
 - Total! – krzyknąłem, a gdy Aelita spojrzała na mnie karcąco, dodałem cicho: - To jest sto razy lepsze od Wojen Galaktycznych.
Platforma w końcu się zatrzymała i nagle ściana się otworzyła, ukazując wyjście z kopuły. Aelita wbiegła do tego przejścia, a ja oparłem wielkie ostrze na ramieniu i ruszyłem za nią. Kiedy tak biegliśmy przez korytarz, doszedłem do wniosku, że powinienem jakoś nazwać swój miecz. Może…
Ścinacz Głów?
Przerwałem swoje rozważania, kiedy wybiegliśmy z tunelu do wielkiej hali, która wyglądała, jakby była poskładana z gigantycznych niebieskich klocków.
 - To jest jak plan filmowy – powiedziałem mimo woli, a Aelita od razu pokręciła głową z dezaprobatą.
Szybko jednak zaczęła nerwowo wodzić wzrokiem po ścianach, aż w końcu pokazała ręką dziwny mechanizm w przeciwległym krańcu pomieszczenia.
 - Jest klucz! Widzisz go?
 - Lecę – rzuciłem i zacząłem biec w stronę klucza, choć nie bardzo wiedziałem, co miałbym z nim zrobić.
 - Nie! Stój! – krzyknęła Aelita, gdy pokonałem już kilka metrów. Szybko oceniłem odległość dzielącą mnie od klucza i postanowiłem biec dalej. Wtedy usłyszałem coś jakby przesuwanie się wielkich maszyn i tuż przede mną z ziemi wystrzelił wysoki, prostopadłościenny słup, blokujący mi drogę. Niesiony siłą rozpędu niemal na niego wpadłem! Jednocześnie dobiegł mnie inny dźwięk, jakby ryk jakiegoś zwierzęcia.
 - Co?! Co to za dziwny hałas?
 - Pełzacze!
Dosłownie w tym samym momencie niewielki fragment podłogi osunął się w dół i z prostokątnej dziury wypełzły trzy dziwne stworzenia. Nawet nie wiedziałem, do czego je porównać, bo nigdy nie widziałem niczego podobnego, ale… były świetne!
 - Ale paskudne! Są super! Zajmij się kluczem, a ja się zajmę nimi!
Nieopatrznie na chwilę przerzuciłem Tasak – nie, to słabo brzmi – do jednej ręki i nie zdołałem utrzymać wielkiego ostrza, przez co niemal wbiłem je sobie w stopę! To miejsce wymiata!
 - Uważaj, są niebezpieczne – ostrzegła mnie Aelita.
 - No i pięknie! Tak jak ja.
Usłyszałem jeszcze, jak Aelita westchnęła, ale nie przejąłem się tym za bardzo i rzuciłem się do walki z okrzykiem: „Geronimo!”. Dochodziły mnie ciągle odgłosy przesuwających się ciężkich mechanizmów, ale szybko o nich zapomniałem, kiedy pierwszy pełzacz strzelił do mnie laserem. Całkiem przypadkiem, przy próbnym zamachnięciu się ostrzem odbiłem promień prosto w potwora, a ten eksplodował! Czad!
Podbiegłem blisko do kolejnego pełzacza i ciąłem go w poprzek. Ostatni pojawił się zaraz za nim, więc po prostu pchnąłem go moim mieczem. To było dziecinnie łatwe!
Wtedy zobaczyłem, że w moją stronę zbliżają się kolejne trzy. Skąd one się tu pojawiły?
A kogo to obchodzi! Jazda!
Rozpędziłem się i zacząłem robić piruety z moim… Pogromcom Pełzaczy? Nawet nieźle! Jednym cięciem rozwaliłem kolejne trzy potwory. Nie miały żadnych szans.
 - Nie do wiary! Ja tutaj rządzę!
Gdy rozprawiałem się z kolejnymi pełzaczami usłyszałem głos Aelity:
 - Już dobrze, William! Chodź tu szybko!
Rozciąłem na pół właśnie kolejnego potwora i zerknąłem przez ramię. Kolejne platformy opadały w dół i zjeżdżały do parteru, a sama Aelita stała na ziemi przed nowo otwartym przejściem. Musiało jej się udać dobiec do klucza..
 - Czekaj, załatwię jeszcze ze dwa! Ale to jazda!
Podbiegłem do ostatnich potworów i zakończyłem ich żywot dwoma szybkimi cięciami. Nagle wewnątrz głowy rozbrzmiał mi głos Jeremy’ego:
 - Aelita? Co się dzieje? – Ale odjazd! – Gdzie są Ulrich, Odd i Yumi?
Zapadła krótka cisza, a po chwili znowu usłyszałem: - Nie.
Jakby z kimś rozmawiał. Może on też mnie słyszy? Nie zaszkodzi spróbować. A jest przecież o co zapytać!
 - Ej, Jeremy, właśnie zjawił się jakiś dziwny stwór. Wygląda jak jakaś… wielka meduza.
 - Co?! Aelita! Musisz dotrzeć do Williama! Szybko! Pobiegnij dookoła! Skręć w następny korytarz po lewej. Nie, w lewo! Szybko, bo Scyfozoa dorwie Williama!
A więc ten potwór nazywa się Scyfozoa? Ale co on mi może takiego zrobić, jak mnie dorwie?
 - Teraz korytarzem w prawo! Leć! – tym podobne okrzyki ciągle mi towarzyszyły, kiedy zbliżała się do mnie ta Scyfozoa. Wyjątkowo paskudny potwór, ale fajnie się porusza. Lewituje nad ziemią i ciągnie za sobą swoje macki.
 - William! Uciekaj stąd! Pospiesz się! William! Słyszysz mnie?!
Jeremy darł się na całe gardło. Tylko po co? To przecież po prostu kolejny potwór.
 - Nie przestraszę się jakiejś głupiej meduzy – uniosłem moją Żyletę do pozycji bojowej i pogroziłem nią Scyfozoi. Żyleta? O, tak! Ta nazwa jest świetna!
 - William! Rób co ci każę! Nie wiem, czego Scyfozoa chce od ciebie, ale jest niedobrze!
Oj, daj już spokój!
Nagle meduza podniosła z ziemi wszystkie macki i wytrąciła mi z rąk Żyletę. Moja broń przeleciała kilka metrów i upadła na ziemię – po za moim zasięgiem.
 - Rany – wyszeptałem.
 - Aelita? Teraz skręć w lewo! To już niedaleko! – Jeremy przerwał na chwilę, by zaraz dodać: - William! Uciekaj stąd, i to zaraz! William? Słyszysz mnie?
Syfozoa pozwoliła mi spokojnie podejść i podnieść z ziemi moją broń. Chyba nie jest taka mocna. Jeśli tak, to czego tak obawiają się Jeremy i Aelita?
 - Spoko. Ta Scyfozoa w ogóle się nie rusza. Pewnie się boi i…


No tak... to by było na tyle. William za długo się nie pobawił w Lyoko, nie? No, w każdym razie nie świadomie...
/qazqweop

Dzienniki z Lyoko

Witam wszystkich szczęśliwych ludzi, którzy mają tyle wolnego czasu do zmarnowania, że aż wchodzą na ten blog.
Od czasu do czasu będę tutaj publikował Dzienniki z Lyoko - czyli cykl króciutkich opowiadań o piątce Wojowników Lyoko: Ulrichu, Aelicie, Oddzie, Yumi i Williamie.
Cóż więcej mogę powiedzieć, zapraszam do lektury i częstych odwiedzin. Postaram się publikować nowe posty stosunkowo często < takie tam obietnice wyborcze :) >
/qazqweop