Zapraszam do lektury i komentowania:
Mark oparty o maskę DeLoreana wpatrywał
się w bezchmurne nocne niebo. Z dala od szumu wielkich miast, spalin i świateł,
noc wcale nie była czarna. Dopiero tutaj można było zobaczyć, jak wieloma
kolorami, jak wieloma gwiazdami usiany jest nieboskłon. Graffen po raz kolejny
uniósł głowę i spojrzał na lśniącą, pastelową wstęgę Drogi Mlecznej.
Gwiazdy. Zachwycające.
Graffen w poprzednim życiu nigdy
nie patrzył w niebo. Dopiero Tokijczyk zdołał mu pokazać jego piękno. Symetrię
i matematyczną dokładność. Regularność opisywana oczywistymi wzorami. Wzorami
wszechświata. Wzorami rzeczywistości. Czasu.
A Lily i tak powiedziałaby, że
wciąż nie wiem, czym są gwiazdy – uśmiechnął się do siebie w myślach – Że nie
rozumiem ich głębi.
Lily potrafiła godzinami
rozprawiać z Anteą o naturze piękna. Zawsze to robiły, kiedy spotykaliśmy się
nad jeziorem.
Piękno.
Abstrakcja.
Czyli klucz do władzy nad czasem.
Głupstwo.
Jeden Bóg włada czasem.
Śmiertelnicy mogą go tylko czasem
oszukać.
* * *
Tyrona
obudził dźwięk klaksonu i rozrywający bębenki pisk opon. Michael potrzebował
kilku sekund, żeby się całkowicie rozbudzić i zorientować w sytuacji. Widok
przecierającego zmęczone oczy Graffena kazał Waldo przypuszczać, że jego
towarzysz przysnął za kierownicą. Bluzgi kierowcy stojącego niemal w poprzek
drogi Mercedesa zdawały się potwierdzać przypuszczenie Schaeffera.
Tyron wytarł okulary w swój
znoszony golf i zaproponował:
- Może zmienię cię za kółkiem?
- Zwariowałeś!? – Michael mógłby przysiąc, że
dyrektor podskoczył na fotelu – Ostatnim razem ledwo go odratowałem!
- Wtedy to był przypadek – mruknął cicho
Tyron.
- Przypadek?! Twój zupełny brak wyczucia, a
nie przypadek! – DeLorean był oczkiem w głowie Graffena – jednym z powodów tego
stanu rzeczy był fakt, że kupił go w 1986 za cenę ośmiokrotnie wyższą od
rynkowej. Pech chciał, że zakupu dokonał akurat tego dnia, kiedy Waldo po
sześciu próbach zdołał w końcu zdobyć prawo jazdy. Chcąc pochwalić się przed
przyjacielem nowym nabytkiem, Mark zaproponował Schaefferowi próbną jazdę. Na
późniejsze pytania Millovicha, jak samochód znalazł się na dnie jeziora na
głębokości trzech metrów żaden z programistów nie chciał udzielić odpowiedzi.
Tyron machnął ponaglająco dłonią.
- Nie to nie, ale może już jedź, co? Blokujemy
ruch.
- Dobra, dobra – mruknął cicho Graffen i
wykręcił na chodniku, omal przy tym nie potrącając kierowcy Mercedesa, który
odwdzięczył się kolejną falą przekleństw.
Waldo dopiero teraz zaczął się
rozglądać, i po chwili jego serce na moment zamarło. Za oknem widział leniwie
płynącą rzekę i starą, rozpadającą się fabrykę.
- Mówiłeś, że Tokijczyk mieszka w Paryżu –
zaczął Tyron lekko podwyższonym głosem.
Opanuj się, idioto! Nie zdradź
się! – zganił się w myślach.
Graffen wciąż rozdrażniony
ostatnią wymianą zdań nie zauważył zmiany w głosie w przyjaciela i prychnął
zirytowany:
- Miło, że przynajmniej mnie słuchasz.
- Tylko że my nie jesteśmy w Paryżu.
Mark gwałtownie zahamował i
wyłączył silnik.
- Bo Tokijczyk mieszka pod Paryżem!
Zadowolony? Jego dom jest dwie przecznice na północ. Powinieneś trafić –
powiedział Szwajcar wychodząc z samochodu. Tyron szybko poszedł w jego ślady.
- A ty dokąd? – spytał rozmasowując kark po
kilkugodzinnej jeździe.
- Skoro już tu jesteśmy, to ja pójdę się
dowiedzieć o Lily – odparł lekko zakłopotany, jakby nagle zupełnie zapomniał o
tym, że jest obrażony - Nie musimy przecież obaj iść po Takeho.
- Jasne, ale przecież nikt nie wie, gdzie ona
mieszka – Tyron odruchowo uniósł dłoń, by pogładzić brodę. Gdy natrafił na
pustkę, zaklął w myślach. Ciągle zapominał, że zmieniając tożsamość musiał też
zmienić wygląd – oczywiste wydawało się zatem zgolenie pielęgnowanej od czasu
„narodzin” Franza Hoppera bujnej brody.
- Nikt, poza jej siostrą.
Michael chwilę szukał w pamięci
różnych faktów z przeszłości.
I głośno się roześmiał.
- Minęło 10 lat, a ty jej się nawet nie
oświadczyłeś!? – wykrztusił, niemal dusząc się przy tym ze śmiechu.
- Tego nie powiedziałem! – spróbował bronić
się Mark.
- A co, jeśli w tym czasie znalazła sobie już
innego?
- Nie znalazła, bez obaw – Graffen spróbował
innej linii obrony, zaczepnego tonu, jednak od razu dał się zbić z tropu.
- Szpiegujesz ją? – spytał już niemal
opanowany Waldo. Jednak nie trwało to długo - zakłopotana mina dyrektora
wywołała od razu kolejną salwę śmiechu. Po chwili Schaeffer postanowił zlitować
się nad przyjacielem:
- Dobra, idź już do tej Julii.
- Suzanne – poprawił odruchowo programistę.
Tyron uniósł znacząco jedną brew,
a Graffen odwrócił się na pięcie i ruszył w swoją stronę.
- Romeo! Kluczyki w stacyjce! – krzyknął
jeszcze do Szwajcara, ale ten tylko niedbale machnął ręką, próbując zachować
twarz. Michael oparł się o maskę DeLoreana i mruknął sam do siebie:
- Czas
to kpina. Śmiech – tego trzeba ludzkości!
/qazqweop