Otóż tak, ale tylko kiedy to mi się podoba :)
Ale że coś opublikować trza, to proponuję początek kontynuacji "Ceny życia". Początkowo tamto opowiadanie miało być one-shotem, a w zasadzie miniaturką, ale pojawiły się pewne okoliczności i doszedłem do wniosku, że czemu by nie pociągnąć tego dalej.
Tak więc zapraszam do komentowania i miłej lektury:
Podmuch zimnego, porywistego
wiatru wzburzył taflę Jeziora Genewskiego. Michael Tyron nieśpiesznym krokiem
podszedł do brzegu i zaczął lustrować dno. Pierwsze promienie słońca
wyłaniającego się majestatycznie zza górskich szczytów wyławiały kolejne skały
ukryte tuż pod powierzchnią wody.
Tyle wspomnień.
Świadomość Tyrona popłynęła przez
lata, te zasłużone i te skradzione, przez ostatnie dni, czasy Lyoko i czasy
Franza Hoppera.
To tu zawsze się spotykali. Cała
siódemka. Siedmioro idealistów. Geniuszy.
I to tu oświadczył się Antei. Nie
Michael, nie Franz. Waldo.
Kolejny podmuch porwał Tyrona z
powrotem do rzeczywistości.
Mężczyzna spojrzał na zegarek.
Dochodziła szósta. Czas ruszać.
Czas. Kapryśny sprzymierzeniec.
Informatyk roześmiał się głośno
na taką refleksję. Tym razem dam sobie czas – pomyślał. Ukradłem go już zbyt
wiele.
I jeszcze raz pozwolił sobie
zachwycić się pięknem ośnieżonych szczytów i głębią jeziora. W głowie same
pojawiły się słowa Słowackiego recytowane przed laty dla wybranki serca: „Przywykłem
do nich, kocham te gwiazdy jeziora.”
* * *
- Zapraszam. Pan Graffen może już pana
przyjąć.
Tyron wstał z krzesła, skłonił
się młodej sekretarce i przemknął między kolejnymi uczniami liceum spieszącymi
do swoich klas. Po chwili znalazł się przed gabinetem dyrektora i energicznie
zapukał. Sekretarka wyminęła go z gracją i otworzyła drzwi.
- Wygłuszane – szepnęła kobieta i z powrotem
wyszła na korytarz.
Widząc gościa dyrektor zaprosił
przybyłego gestem do zajęcia miejsca na małej kanapie i wstał od biurka. Gdy
tylko Michael zamknął drzwi, Graffen wyciągnął do niego dłoń i zaczął:
- Witam pana. Czym mogę panu służyć?
- Informacjami, oczywiście.
- Oczywiście. Cóż za cynizm, panie…
- Tyron. Michael Tyron.
- Nie przypominam sobie ucznia o takim nazwisku
w mojej szkole – zamyślił się dyrektor.
Programista zdjętą kurtkę
powiesił na ramieniu fotela, rozsiadł się wygodnie, złożył dłonie i dopiero
wtedy się odezwał:
- Może przejdźmy już do sedna sprawy. To ty
mnie wyciągnąłeś, Mark?
- Wypraszam sobie – odparł zirytowany
obcesowym zachowaniem bruneta – ale nie pamiętam, żebyśmy przeszli na „ty”.
- Więc co mam zrobić, żebyś sobie o tym
przypomniał. Podać jakieś hasło? Jakiś kod? Może kod: Scypion?
Nie takiej odpowiedzi oczekiwał
Graffen. Lekko zdezorientowany dopiero po chwili zrozumiał w pełni znaczenie
słów, które właśnie padły. Przełknął ślinę i zapytał:
- Millovich?
- Zdjęli go w sierpniu ’93.
Tyron powiedział to tak swobodnym
tonem, jakby chodziło o datę urodzin, a nie śmierci.
- Więc kim ty jesteś?
Michael powoli wstał, zdjął
okulary i rzucił je na dyrektorskie biurko.
- Wiesz.
Umysł Graffena pracował na
najwyższych obrotach. Zaczął łączyć fakty. Wszystko, co wiedział powoli
układało się w zrozumiałą historię. To, co się stało po pamiętnym 3 września
1988 było jedną wielką niewiadomą, jednak Mark odnalazł już wiele elementów. A
teraz kolejny fragment układanki wskoczył na swoje miejsce.
- Waldo.
- Tak.
Graffenowi nagle zakręciło się w
głowie. Zszokowany wyjął z barku dwa kieliszki i butelkę czerwonego wina. Nalał
do pełna i podał naczynie Tyronowi. Dobrze wiedział, że Schaeffer nie pił
alkoholu. Poza jednym wyjątkiem.
- To wino Lily.
- Wiem – odparł wciąż swobodnym tonem i
spróbował napoju – Wszędzie poznam ten zapach.
Zapadła cisza. Po chwili przerwał
ją Graffen.
- Musisz mi powiedzieć, gdzie byłeś przez
ostatnie 10 lat.
- Masz na myśli 10 zgubionych lat, tak?
Markowi odebrało mowę. Po raz
kolejny w ciągu ostatnich pięciu minut.
- Udało ci się? – wykrztusił w końcu.
- Tak. Skradłem 10 lat, by zgubić drugie tyle.
I wróciłem. Ale nie samodzielnie. Ktoś mi pomógł.
- I kto?
- No raczej któreś z nas.
- Tak, no tak… Bo kto inny? – Graffen potarł
brodę z zamyśleniem – Ale skoro to ani nie ty, ani nie ja, a Millovich też nie
żyje… jedziemy do Paryża!
Mark zaczął sprawnie chować do
szafek wszystkie dokumenty i robić porządek w gabinecie.
- Tak od razu? – tym razem to Tyron się
zdziwił. Po chwili jednak zrozumiał, że w dyrektorze obudził się jego stary
przyjaciel, Mark Graffen. Ten, z którym kradł czas. – A kto mieszka w Paryżu?
- Tokijczyk.
/qazqweop
"Nie wiesz, że gdzieś daleko, aż u gór podnóża,
OdpowiedzUsuńZa jeziorem - dojrzałem dwa z okien światełka.
Przywykłem do nich, kocham te gwiazdy jeziora,
Ciemne mgłą oddalenia, od gwiazd nieba krwawsze,
Dziś je widzę, widziałem zapalone wczora,
Zawsze mi świecą - smutno i blado - lecz zawsze..."
Musiałam zacytować ten fragment! Za sam wiersz Słowackiego i romantyczną atmosferę, którą udało ci się stworzyć daję dziesiątkę!
Dobra... Co ja mam napisać... Bo, że jest super to pewnie wiesz. Fajnie, extra, świetnie, niesamowicie, cudownie... Resztę przymiotników sam sobie dopisz. Tylko nie popadnij w samozadowolenie ;) Jak niektórzy ;)
Będzie tego więcej? Bo ja chcę więcej. A jak nie to znajdę i z patelni.
Podobają mi się te wzmianki o przeszłości Waldo. Naprawdę chcę więcej. Jest tu tajemnica, akcja, miłość... A do tego autor ma talent. To opowiadanie ma potencjał. Więc pisz. Życzę weny!
P.S. Mam mega ważne pytanie. Twój nick wziął się od przypadkowego walenia palcami po klawiaturze czy ma jakiś głębszy sens? Tak pytam, bo jestem ciekawa. A jak czegoś nie wiem to potem spać po nocach nie umiem ;)
UsuńCzy będzie tego więcej? Oczywiście. Uznałem, że już czas, żeby ktoś z naszego kraju opowiedział, czym była tak naprawdę Kartagina :)
UsuńSkąd nick? Ukrytego znaczenia to on nie ma, ale uznałem, że przyda mi się rozpoznawalny nick do działania w fandomie KL.
http://kodlyoko.pl/SocialHub/thread-251.html
Pod tym linkiem napisałem o tym kilka słów - zaraz drugi post od góry chyba...
Teraz to ( o ile jeszcze zerkniesz do tego komentarza ) ja mam do ciebie mega ważne pytanie. Przy pisaniu tego fragmentu całe trzy minuty zastanawiałem się, czy wspomnieć, że ten cytacik to od Słowackiego. W sumie to lepiej, żeby potencjalny czytelnik zdał sobie sprawę, że to część innego utworu, bo wtedy ma to więcej sensu ( jako "Rozłączenie" w kontekście relacji między Waldo a Anteą ). Tylko czy to nie bruździ? Czy
nazwisko nie kłuje w oczy w tym zdaniu?
"W głowie same pojawiły się słowa Słowackiego recytowane przed laty dla wybranki serca: <>”
Usuń"W głowie same pojawiły się słowa recytowane przed laty dla wybranki serca: <<„Przywykłem do nich, kocham te gwiazdy jeziora.>>”
Może troszkę, ale uważam, że dobrze zrobiłeś pisząc czyj to wiersz. Przyznam, że gdyby nie nazwisko, nie skojarzyłabym, że to fragment "Rozłączenia". Moim zdaniem jest dobrze.
10/10 Już druga z rzędu i druga w ogóle :)
OdpowiedzUsuń+Tak jak już napisała Tessa wiersz Słowackiego wytworzył niezwykle romantyczną atmosferę dla tego momentu twojego opowiadania.
+Rozmowa Tyrona z Graffenem podczas, której żaden z nich nie wystawia od razu kart na stół Ta wymiana zdań przypominała mi rozmowy Lighta z L(Death Note), kiedy to też były stosowane zagrywki, na które tylko jedna osoba mogła odpowiedzieć bądź zareagować tak jak przewidywał drugi rozmówca.
Żadnych minusów nie znalazłem. Błędów ortograficznych brak, interpunkcyjnych zresztą też właściwie to nie mam za co nawet obniżyć swojej oceny.
Jednak pojawiła mi się mała nieścisłość fabularna, którą zapewne i tak wyjaśnisz w jakiś logiczny sposób, spowodowana tym zdaniem " Mark Graffen. Ten, z którym kradł czas."-Waldo po odkryciu powrotu do przeszłości używał go niemalże codziennie przy pracach nad Lyoko tak więc kiedy niby Graffen miałby mieć wówczas styczność z superkomputerem?